Marta Kisiel - Dożywocie
Od kilku lat jest już niejako tradycją, że ostatnia przeczytana przeze mnie w danym roku książka staje się tą NAJ i wygrywa w moim osobistym plebiscycie na Książkę Roku. Nie inaczej będzie i tym razem, bo debiutancka powieść Marty Kisiel okazała się być absolutnie bezkonkurencyjna a dodam, że miałam w tym roku przyjemność czytać naprawdę sporo bardzo dobrych książek!
Kiedy wiecznie zabiegany pisarz Konrad Romańczuk otrzymuje w spadku dom razem z zamieszkującymi go dożywotnikami zupełnie nie zdaje sobie sprawy, jakie pociągnie to konsekwencje. Wyobraża sobie miły domek w leśnej głuszy wraz z kilkoma nieszkodliwymi lokatorami, miejsce ciche, spokojne, gdzie wreszcie będzie mógł odpocząć od zgiełku miasta i skupić się na pisaniu. Na miejscu okazuje się, że Lichotka jest obskurnym i zapuszczonym domem z kiczowatą gotycką wieżyczką a lokatorzy to postaci dosyć… osobliwe. Jest karłowaty anioł Licho z włosami z celofanu i uczuleniem na pierze (także to we własnych skrzydłach), jest panicz Szczęsny – rozmiłowany w robótkach ręcznych i poezji upiór widmo po dwóch próbach samobójczych, typowy przedstawiciel idealnego bohatera okresu romantyzmu, dalej mamy Krakersa czyli urzędującego w kuchni pradawnego morskiego potwora Cthulhu, kotkę Zmorę i cztery Utopce rozrabiające w łazience. Istny dom wariatów! Tylko czy wiecznie znerwicowany Konrad da radę wytrzymać z nimi pod wspólnym dachem?
Nie wiem właściwie, co skłoniło mnie do sięgnięcia po tę wydaną po raz pierwszy 7 lat temu powieść. Na wielu blogach przewijało się nazwisko Ałtorki (zwanej tak przez swoich fanów), kilka tytułów z jej dorobku miałam oczywiście zanotowane w kajecie ale jakoś nigdy wcześniej nie było okazji, by któryś z nich zdobyć. Ale widać nadszedł w końcu ten moment i bardzo się cieszę, że mieszkańcy Lichotki trafili pod mój dach. Wysłuchałam audiobooka w (genialnej!!! ale o tym późnej) interpretacji Aleksandry Szwed.
Najtrudniej jest pisać o tym, co najbardziej zachwyca, więc nie wiem nawet od czego mam zacząć moje peany. Spróbujmy może najpierw pochylić się nad językiem. Marta Kisiel jest absolutną mistrzynią słownej żonglerki i ciętego dowcipu. Polonistyczne wykształcenie z całą pewnością było pomocne przy konstruowaniu stylu wypowiedzi niektórych bohaterów - mam tu na myśli przede wszystkim Szczęsnego, którego wywody brzmią jak żywcem wyjęte z romantycznych utworów martyrologicznych. Poza tym jest to powieść tak cudownie intertekstualna, że co i rusz kwiczałam z radości wyłapując kolejne tropy ze świata literatury i filmu.
Cała powieść skrzy się dowcipem (występuje komizm zarówno słowny jak i sytuacyjny) i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to jedna z najkomiczniejszych książek, jakie przeczytałam w życiu. Humor Ałtorki jest mi szalenie bliski, jest to dokładnie ten rodzaj żartu, który lubię. A komicznych scen tu nie brakuje, podczas słuchania audiobooka niemal cały czas miałam przyklejonego na twarzy banana a co kilka minut do oczu tryskały łzy ze śmiechu.
Historię mieszkańców Lichotki poznałam poprzez audiobooka w arcygenialnej interpretacji Aleksandry Szwed. Myślę, że w ogromnej mierze przyczyniła się ona do mojego zakochania w tej książce. Jeśli czytacie tego bloga od dawna, z pewnością wiecie, że nie przepadam za słuchaniem książek czytanych przez kobiety, z jakiegoś powodu preferuję męskie głosy. I przyznaję, że na początku ciężko było mi oswoić się z głosem pani Aleksandry, wybijał mnie z rytmu, nie pozwalał skupić się na słuchanej treści. Jednak już po kilku minutach na tyle przyzwyczaiłam się do stylu wypowiedzi i modulacji głosu, że już kompletnie nie potrafię wyobrazić sobie bohaterów mówiących inaczej niż w sposób zaproponowany przez młodą aktorkę.
ilustracje z najnowszego wydania |
Moim absolutnym ulubieńcem jest panicz Szczęsny, z wielką niecierpliwością czekałam na sceny z jego udziałem a jak już się pojawił, to w przeważającej liczbie wypadków łzy śmiechu ciekły mi niemal ciurkiem po policzkach. Bardzo polubiłam także zgraję wesołych Utopców i wielce żałuję, że poświęcono im tak mało miejsca, zwłaszcza że scena, w której pojawiają się po raz pierwszy jest jedną z moich ulubionych.
Zawsze dziwiły mnie wyznania czytelników, którzy deklarowali czytanie ulubionej książki (albo całego cyklu, najczęściej Harrego Pottera) co roku w tym samym czasie (np. w wakacje, w święta Bożego Narodzenia itp.). Nie potrafiłam zrozumieć, co może być takiego w książce, żeby chcieć wracać do niej co roku. Teraz już wiem. Dzięki Marcie Kisiel i Aleksandrze Szwed ja także będę chciała spotykać się z moimi ulubionymi bohaterami co kilkanaście miesięcy i ładować serce i duszę pozytywną energią.
Zresztą, całkiem niedawno dowiedziałam się, że nie tylko poczucie humoru mam wspólne z Ałtorką ale i datę urodzenia! Nie powinno więc dziwić, że czuję do twórczości Marty Kisiel tak silne przyciąganie!
Jakich czas temu czytałam (a właściwie słuchałam) „Śmierć pięknych saren” Oty Pavla, o której to jeden z recenzentów napisał kiedyś, że to najbardziej antydepresyjna książka świata. Ja od tej chwili też mam już swojego faworyta w tej kategorii - „Dożywocie” sprawiło mi taki ogrom czytelniczej euforii, że mogłabym kupić kilkadziesiąt egzemplarzy i rozdawać je rodzinie i znajomym jako najlepszy antydepresant, lek na wszelkie smutki i książkę, dzięki której aż chce się żyć.
MOJA KSIĄŻKA ROKU! ALLELUJA! 👼
Moja ocena: 6/6
autor: Marta Kisiel
tytuł: Dożywocie
czyta: Aleksandra Szwed
czas trwania: 11h 34min
autor: Marta Kisiel
tytuł: Dożywocie
wydawnictwo: Uroboros
liczba stron: 416
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz