Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Montgomery. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Montgomery. Pokaż wszystkie posty
Lucy Maud Montgomery - Kilmeny ze starego sadu

Lucy Maud Montgomery - Kilmeny ze starego sadu


Powrót po niemal dwudziestu latach do jednej z ulubionych (w moich nastoletnich latach) powieści kanadyjskiej pisarki.

Trochę się bałam. W wieku 15 lat ma się zupełnie inne wyobrażenia na temat romantycznej miłości, co innego wzrusza i wywołuje szybsze bicie serca. Obawiałam się, że schowana wiele lat temu na dnie serca opinia o "pięknej historii miłosnej" zderzy się brutalnie z wizją dojrzałej kobiety, że będzie ckliwie, naiwnie i kiczowato.

I teraz wstyd mi przed samą sobą, że straciłam wiarę w pióro i talent Lucy Maud Montgomery! Nadal po tych 20-stu latach uważam, że to piękna i ciekawa historia a tajemnica rodziny głównej bohaterki trzyma w napięciu jak dobry kryminał!

Zdziwiona byłam tylko ułomnością Kilmeny - nie wiem czemu ale zapamiętałam ją jako niewidomą.

Powrót do twórczości autorki "Ani z Zielonego Wzgórza" sprawia mi mnóstwo frajdy, już nie mogę się doczekać kolejnych tomów!

Moja ocena: 5/6

autor: Lucy Maud Montgomery
tytuł: Kilmeny ze Starego Sadu

tytuł oryginału: Kilmeny of the Orchard
tłumaczenie: Ewa Fiszer
wydawca: Wydawnictwo Literackie
liczba stron: 128
Lucy Maud Montgomery - Ania z Avonlea

Lucy Maud Montgomery - Ania z Avonlea


Nowy rok czytelniczy rozpoczynam od zrobienia pierwszego kroku w stronę realizacji jednego z moich postanowień czyli przeczytania wszystkich książek Lucy Maud Montgomery. Od ostatniej lektury powieści kanadyjskiej pisarki minęły dwa lata, najwyższa więc pora na kontynuację.

Za czasów dzieciństwa kilka razy czytałam „Anię z Zielonego Wzgórza” (choć nigdy w całości), po kolejne tomy serii jednak nigdy nie sięgnęłam. Uwielbiana na całym świecie rudowłosa sierota nigdy nie należała do grona moich ulubionych bohaterek literackich (uwielbiałam za to Emilkę). Teraz, będąc grubo po trzydziestce, nadrabiam zaległości w klasyce literatury dziecięco-młodzieżowej.

Rękopis „Ani z Avonlea” trafił do wydawnictwa już w listopadzie 1908r (dla przypomnienia: „Ania z Zielonego Wzgórza” ukazała się w czerwcu tego samego roku) ale aby nie stwarzać konkurencji dla pierwszego tomu, który nadal był absolutnym bestsellerem, zdecydowano, że kontynuacja losów Ani ukaże się drukiem dopiero we wrześniu 1909r.

Montgomery nie wierzyła, że książka może odnieść sukces. W lipcu 1909r tak pisała w liście do swojego kuzyna Murraya Macneilla: „Druga książka o Ani ukaże się we wrześniu (…). Nie będzie tak rozchwytywana jak pierwsza. Nie napisałam jej z własnej inicjatywy, powstała na zamówienie wydawcy. Nie wierzę, by książki pisane na zamówienie miały w sobie choć odrobinę świeżości.” [1]

W moim odczuciu autorka miała odrobinę racji. Czytając drugi tom przygód Ani nie mogłam pozbyć się wrażenia, że czytam zlepek wymyślonych naprędce historyjek z życia mieszkańców Avonlea. Brakowało mi lepiej przemyślanego pomysłu na fabułę, jakiegoś motywu przewodniego, spajającego wydarzenia w jedną całość. Autorka skacze z tematu na temat, czytamy trochę o pracy Ani w lokalnej szkole i przygodach związanych z niesfornymi uczniami, trochę o działalności Klubu Miłośników Avonlea, trochę o miłosnych perypetiach sąsiadów czy wychowaniu przygarniętych przez Marylę bliźniąt. Swoją drogą Tadzio jest w moich oczach potwornie irytującym i głupim dzieckiem, bardzo uprzykrzał mi lekturę i trafił do grona najbardziej nielubianych przeze mnie postaci. Poza tym jego sposób wysławiania się wydał mi się mało wiarygodny, mówi zdecydowanie jak dorosły człowiek a nie pięcio- czy sześcioletnie dziecko.

Z przykrością stwierdzam także, że Ania Shirley nadal nie zaskarbiła sobie na tyle mojej sympatii aby trafić do grona ulubionych bohaterek literackich. Wprawdzie jest już o wiele mniej gadatliwa, rozkojarzona i roztrzepana, nabrała ogłady i wydoroślała, jednak nadal żywię wobec niej bardzo ambiwalentne uczucia. Doceniam wyobraźnię, wrażliwość na piękno przyrody oraz umiejętność dostrzegania pozytywnych stron w życiu ale nadal denerwuje mnie ta jej mocno romantyczna strona. Może po prostu się starzeję😉



Jak się okazuje Lucy Maud Montgomery także nie przepadała za stworzoną przez siebie postacią. Tak pisała o niej w jednym z listów: „(…) jestem tak zmęczona tą bohaterką, iż nie potrafię dostrzec w niej i w samej książce niczego dobrego.” [2] Maud miała cichą nadzieję, że powieść nie spotka się z tak dobrym przyjęciem jak tom pierwszy, bo przerażała ją myśl o konieczności dalszego wymyślania przygód „tej wstrętnej Ani” [3].

Całe szczęście ja postanowiłam poznawać dorobek Montgomery według dat powstawania/ukazywania się utworów, więc przez jakiś czas będę mogła odpocząć nieco od Ani. Jestem wielce ciekawa jak po latach odbiorę „Kilmeny ze starego sadu”, przy której niegdyś głośno wzdychałam 😊.

Moja ocena: 4/6


[1] Mollie Gillen, Maud z Wyspy Księcia Edwarda, Wydawnictwo Literackie, str. 169

[2] ibidem, str. 166

[3] ibidem, str. 167

autor: Lucy Maud Montgomery
tytuł: Ania z Avonlea

tytuł oryginału: Anne of Avonlea
tłumaczenie: Rozalia Bernsteinowa
wydawca: Wydawnictwo Literackie
liczba stron: 304






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2009-2017 Zacisze Literackie , Blogger