Mary Ann Shaffer, Annie Barrows - Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek

Mary Ann Shaffer, Annie Barrows - Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek


To druga książka przeczytana przeze mnie w ramach mojej prywatnej tegorocznej zabawy czytelniczej (więcej tutaj). Jako że "Stowarzyszenie..." jest napisane w formie listów, idealnie wpisało się w kategorię "List do ciebie".

Rzecz dzieje się tuż po zakończeniu II wojny światowej. Główną bohaterką powieści jest Juliet, młoda dziennikarka i pisarka, która pewnego dnia dostaje list od mężczyzny z wyspy Guernsey, w którego posiadaniu znalazła się jedna z książek z jej księgozbioru. Dawsey pisze do Juliet licząc na jej pomoc z zakupie innych dzieł autora książki, jako że na wyspie księgarnie nie są tak dobrze zaopatrzone jak w Londynie. W jednym z listów Dawsey zdradza Juliet historię powstania na okupowanej przez Niemców wyspie "Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" a ta, zafascynowana tym przedsięwzięciem, zaczyna korespondować z innymi mieszkańcami Guernsey a w końcu przypływa na wyspę, by wszystkich poznać osobiście i napisać o nich książkę.

Nudne? Sztampowe? Nic z tych rzeczy! Przyznam, że rzadko traktuję serio okładkowe blurby i zachwalania słynnych osób polecających dany tytuł. W przypadku "Stowarzyszenia..." zgadzam się ze wszystkim, co napisała Elizabeth Gilbert a książka niemal od pierwszych stron trafiła w poczet powieści bliskich memu sercu.

Co mnie zatem tak zachwyciło?

Po pierwsze ludzie.  Członkowie stowarzyszenia a także kilkoro innych wyspiarzy zostali przedstawieni tak barwnie, że ma się wrażenie, iż to prawdziwe osoby a nie fikcyjne postaci literackie. Większość z nich jest tak sympatyczna i serdeczna, że czytając powieść czułam, jakbym zyskiwała nowych przyjaciół.

Po drugie: książki. A właściwie miłość do nich i co dzięki niej może się narodzić. Z uśmiechem na ustach czytałam o wyborach literackich członków stowarzyszenia i rozpierała mnie prawdziwa duma, gdy książka odmieniała życie czytelnika. Zwłaszcza, że wielu członków stowarzyszenia nie miało wcześniej do czynienia z literaturą, wielu z nich dzięki czytelniczemu klubowi po raz pierwszy przeczytało książkę! Poza tym po prostu dobrze się czułam wśród osób potrafiących docenić słowo pisane i całym sercem rozumiałam Juliet i jej powody odrzucenia zaręczyn Roba Dartry'ego (zrobiłabym to samo!!!)

Po trzecie: historia wyspy Guernsey pod okupacją niemiecką. Kiedy zaczynałam pisać streszczenie treści, początkowo chciałam napisać: "To historia Juliet..... bla bla bla". Ale to nie jest historia Juliet, choć jest ona jedną z ważniejszych postaci w książce. To przede wszystkim opowieść o mieszkańcach wyspy i o wojnie/okupacji widzianej ich oczami. No bo powiedzcie sami - co wy wiecie o okupacji niemieckiej na Guernsey? Ba, co wy w ogóle wiecie o Guernsey??? O okupowanym Londynie można przeczytać wiele ale losy wyspy pomiędzy Anglią a Francją były mi do tej pory kompletnie nieznane. Autorki książki pokazują na przykładzie wyspiarzy, że wojna nie dzieli ludzi na dobrych i złych, czarnych i białych. Że nie wszystko jest takie, jakie na pierwszy rzut oka wydaje się być. Że nie każdy Niemiec jest zły a i wśród Brytyjczyków/Guernseyczyków zdarzają się kolaboranci. Poza tym wojna nie przynosi wyłącznie cierpienia, zdarzają się też chwile radości (jeśli oczywiście chce się je dostrzec). 

I po czwarte: forma w jakiej podana jest nam cała opowieść czyli listy. W dzisiejszych skomputeryzowanych czasach rzecz nieomal zapomniana. Czytałam zachłannie, jakbym sama była ich odbiorcą.

Książka podzielona jest na dwie części. Pierwszą połknęłam zachłannie, drugą zaś (w której Juliet przybywa na wyspę) czytałam już nieco wolniej. Wydaje mi się, że to przez patos związany z osobą Elizabeth, który zwyczajnie zaczął mnie nużyć.

"Stowarzyszenie Miłośników...." to powieść od której robi się cieplej na sercu. Zachwyciła mnie bezbrzeżnie.  "Może książki mają jakiś instynkt, który prowadzi je do właściwych czytelników?" zastanawia się Juliet w jednym z listów. Ja nie mam co do tego wątpliwości i myślę, że Juliet i Dawsey przyznaliby mi rację 😉

Moja ocena 6/6 

autor: Mary Ann Shaffer, Annie Barrows
tytuł: Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek
tytuł oryginału: The Guernsey Literary And Potato Peel Pie Society
tłumaczenie: Joanna Puchalska
wydawca: Świat Książki
liczba stron: 256


Marta Kisiel - Oczy uroczne (audiobook)

Marta Kisiel - Oczy uroczne (audiobook)


Kiedy w 2018r przeczytałam opowiadanie "Szaławiła" miałam bardzo mieszane uczucia. Nie polubiłam bohaterów. Oda i Roch wydali mi się niezbyt interesujący a czort Bazyl zamiast śmieszyć, irytował.

Odgrażałam się jednak, że po powieść-kontynuację sięgnę i oto jestem już po lekturze. Jak było? Wbrew delikatnym obawom: szał(awił)owo 😉  

To ta sama Marta Kisiel, którą poznałam dzięki "Dożywociu". Humor w tej książce jest obłędny i dobrze radzę nie czytać jej podczas jedzenia - grozi udławieniem ze śmiechu (wiem, co mówię!).

O ile Oda i Roch nadal nie wzbudzają we mnie cieplejszych uczuć, o tyle druga para bohaterów czyli czort Bazyl i jego niańka Michałko to duet absolutnie idealny i gdybym robiła na koniec roku jakieś zestawienia najlepszych scen/bohaterów/motywów literackich, nie mieliby żadnej konkurencji w kategorii "Para roku" 😉 Bazyl jest przekomiczny z tą swoją torebeczką przewieszoną przez ramię i "czortowską" wersją polszczyzny (te wszystkie dż, cz, sz) a Michałko pełni w powieści tę samą rolę co Panicz w "Dożywociu" czyli wystarczy że tylko pojawi się na horyzoncie a mi się gęba śmieje od ucha do ucha. A w scenie, w której Bazyl konwersując z Michałkiem stwierdza, że ten jest jego "przyczupasem" tak ryknęłam śmiechem, że  o mało nie udławiłam się przełykanym w tym samym momencie makaronem. Dobrze radzę - nie jedzcie nic podczas czytania 😉

Bardzo podoba mi się w tej powieści motyw wierzeń pogańskich związanych z przesileniem zimowym. To wokół nich osnuta jest fabuła. I całym sercem doceniam i przyklaskuję pomysłowi Ałtorki na przedstawienie różnych dziwnych stworków/dożywotników jako bandy rozrabiających dzieciaków aniżeli potworów, których należy się bać. Sama chętnie bym kilku przygarnęła 😁

Na koniec chciałabym koniecznie pochwalić lektorkę czyli Annę Kutkowską. "Oczy uroczne" w jej interpretacji może nie zachwyciły mnie jak Aleksandra Szwed czytająca "Dożywocie" ale słuchało mi się jej bardzo przyjemnie. Zwłaszcza sceny z "polszczyżną" Bazyla!

Polecam, polecam, polecam!

Moja ocena: 5/6

autor: Marta Kisiel
tytuł: Oczy uroczne 
czyta: Anna Kutkowska

czas trwania: 8h 49min
 







autor: Marta Kisiel  
tytuł: Oczy uroczne
wydawnictwo: Uroboros 
liczba stron: 320
Agnieszka Krzyżanowska - Żyj po swojemu. Jak zwolnić w szybkim świecie

Agnieszka Krzyżanowska - Żyj po swojemu. Jak zwolnić w szybkim świecie


Przeczytałam w miniony weekend cudowną książkę Agnieszki Krzyżanowskiej, autorki bloga Agnes on the cloud (który równie kocham!). Chłonęłam treść całą sobą, niemal na jednym wdechu. I nie mogłam przestać się dziwić, że oto spotkałam człowieka, który myśli i czuje dokładnie jak ja. Nieustannie miałam wrażenie, że czytam własne myśli przelane na papier.

"Żyj po swojemu" jest dla mnie pozycją szczególną. Napisaną prosto, pięknie, z serca. Nie ma tu zadęcia, moralizatorstwa, stawiania się na wyższej pozycji. Jest przyglądanie się światu i sobie ale nie z perspektywy osoby pędzącej przez życie, zestresowanej, nie mającej na nic czasu. Autorka stoi spokojnie w miejscu, obserwuje z boku gnający przed siebie świat i uświadamia nam, jak bardzo nasze poglądy, marzenia i wartości wcale nie są nasze. To książka otwierająca oczy na wszechobecny marketing i tak zwaną "kulturę", która ograbia nas z myślenia i poczucia szczęścia.Współczesnemu człowiekowi brakuje przede wszystkim umiejętności krytycznego myślenia i poddawania w wątpliwość rzeczy, które go otaczają a raczej które są mu umiejętnie i celowo podtykane pod nos.




Miałabym ochotę kupić kilkanaście egzemplarzy i obdarowywać nimi rodzinę i znajomych.
Przeczytajcie proszę tę książkę! To powinna być obowiązkowa lektura dla każdego współczesnego człowieka!

Moja ocena 6/6

autor: Agnieszka Krzyżanowska
tytuł: Żyj po swojemu. Jak zwolnić w szybkim świecie
wydawca: Pascal
liczba stron: 239


Kerstin Gier - Czerwień rubinu (Trylogia Czasu #1) audiobook

Kerstin Gier - Czerwień rubinu (Trylogia Czasu #1) audiobook


Czasami zastanawiam się, po co ja w ogóle sięgam po te młodzieżówki (czy też literaturę young adult jak to się teraz określa...), skoro dobrą opinię mam o jednej na sto...

Ogólnie rzecz biorąc to nie była aż taka zła powieść. Bez bólu odpalałam audiobooka podczas sprzątania, aby coś tam brzęczało w słuchawkach i umilało mi wykonywanie czynności, za którymi niespecjalnie przepadam. Znalazły się jednak kwestie, które nie do końca mi odpowiadały (choć nie wszystkie z winy autorki czy książki samej w sobie). Ale może najpierw kilka słów na temat fabuły.

Gwendolyn Sheperd ma 16 lat, żyje we współczesnym Londynie i jest typową nastolatką z typowymi dla tego okresu problemami. Członkowie jej rodziny nie poświęcają jej zbyt dużo uwagi skupiając się na jej kuzynce Charlottcie, która ponoć urodziła się z genem umożliwiającym podróże w czasie i teraz bierze udział w najróżniejszych szkoleniach mających na celu ułatwienie jej przemieszczania się po różnych epokach. Pewnego dnia okazuje się jednak, że to Gwen posiada ów gen i niespodziewanie przenosi się kilka razy o sto lat wstecz. Od tej chwili trzeba działać szybko i wtajemniczyć Gwen w "sprawy rodzinne" - okazuje się, że istnieje całe tajne bractwo kontrolujące  podróże w czasie a jednym z jego członków jest przystojny Gideon de Villiers. Ta dwójka będzie musiała wypełnić niebezpieczną misję w XVIII wieku a przy okazji nawiąże kontakt z Lucy i Paulem - jedynymi poza Gwen i Gideonem żyjącymi podróżnikami, którzy wiele lat temu uciekli w przeszłość razem z chronografem (wehikułem czasu)...

To nie jest tak do końca zła powieść. Zawiera jeden z moich ulubionych motywów literackich czyli podróżne w czasie, które przedstawione są całkiem ok. Podoba mi się idea bractwa i linii dwunastu podróżników (6 kobiet i 6 mężczyzn), z których do każdego przypisany jest jeden etap w procesie alchemii, jeden kamień szlachetny, jedno zwierzę i jeden dźwięk.

Mój podstawowy problem wiąże się z główna bohaterką. Słuchałam audiobooka czytanego przez panią Małgorzatę Lewińską i niestety zauważyłam, że nie do końca odpowiada mi jej sposób interpretacji bohaterki. Gwendolyn jawi mi się jako osoba antypatyczna, opryskliwa i naprawdę trudna do polubienia. Początkowo myślałam, że to może wina jej wieku - w końcu nastolatki z racji burzy hormonów i zwykłego braku doświadczenia w życiu zachowują się dziwnie, niedojrzale, nie bardzo orientują się, co się dookoła nich dzieje. Całkiem niedawno słuchałam jednak innego audiobooka (też młodzieżówki) również czytanego przez panią Lewińską i niestety odczucia co do głównej postaci miałam te same. Czyli winę zrzucam w tym przypadku na karb lektorki, która swoją interpretacją, modulacją głosu sprawia, że czytanych przez nią bohaterów zwyczajnie nie da się polubić.

Jest jednak jedna cecha Gwen, której nie mogę zdzierżyć i nie ma to nic wspólnego z lektorką. Otóż według mnie Gwendolyn jest po prostu głupia. Ja naprawdę starałam się obarczyć za to winą lektorkę ale im dalej w powieść, im dalej brnęliśmy w fabułę i nowe wątki, tym iloraz inteligencji panny Gwen zmniejszał się w moich oczach. Ja rozumiem, że jak się ma 16 lat, to może nie jest się orłem w każdej dziedzinie, ale JAKĄŚ PODSTAWOWĄ WIEDZĘ o świecie powinno się mieć. Gwendolyn tymczasem mogłaby bez problemu wystąpić w programie "Matura to Bzdura" a nawet być gwiazdą odcinka... Scen z jej udziałem, w których wychodziła na jaw ta niewiedza słuchałam z zażenowaniem.

Zapewne sięgnę po kolejne części, bo jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy Gwen i kilku innych bohaterów. Jeśli chodzi o odbiorców, to nie jestem targetem tej serii, bliżej mi do 40-stki niż do 20-stki i zapewne stąd bierze się moja krytyka. Mam swoje lata, więcej doświadczenia życiowego i może po prostu denerwuje mnie sposób bycia osoby nastoletniej, która z racji wieku zachowuje się tak a nie inaczej.

Jednak za każdym razem, gdy bohaterka serii młodzieżowej okazuje się głupiutka i raczej pusta, nachodzi mnie taka myśl, jak bardzo zmieniły się czasy i młodzież przez ostatnie 20 lat. Kiedy ja byłam dzieckiem a potem nastolatką nigdy nie lubiłam przebywać w towarzystwie osób młodszych ode mnie, wydawały mi się po prostu głupsze i nie za bardzo miałam z nimi o czym rozmawiać. Nawet jako dziecko wolałam towarzystwo dorosłych. Siedziałam sobie cichutko, wcale nie musiałam brać udziału w dyskusji (zwłaszcza, że dorośli rozmawiali często na tematy, o których miałam raczej nikłe pojęcie) ale ważne było dla mnie przysłuchiwanie się ich opiniom, czerpanie inspiracji, to właśnie wtedy pojawiła się w moim umyśle myśl: chciałabym kiedyś wiedzieć tyle o świecie aby móc dyskutować na wszelakie tematy. I tak samo było z książkami - szukałam wśród bohaterów osób inteligentnych, umiejących sobie radzić w życiu, takich które mogłyby być dla mnie inspiracją, wzorem do naśladowania. W większości współczesnych książek dla młodzieży ja tych wzorów nie widzę. Czy współcześni nijacy bohaterowie książek young adult są odzwierciedleniem nijakiej współczesnej młodzieży? Młodzieży, której nie chce się myśleć, bo przecież smartfon czy komputer zrobi to za nich?

Na podstawie trylogii powstały trzy filmy, które być może kiedyś obejrzę...
Na youtube można znaleźć audiobooki czytane w oryginale. Może powinnam się skusić i wysłuchać ich zamiast polskich w interpretacji pani Lewińskiej, skoro już wiem, że ta lektorka mi nie odpowiada?

Moja ocena: 3/5

autor: Kerstin Gier 
tytuł: Czerwień rubinu
tytuł oryginału: Rubinrot

tłumaczenie: Agata Janiszewska
wydawca: Egmont Polska
 
długość: 08h 18min 18sek
czyta: Małgorzata Lewińska



Dominika Dworak - Wracając do siebie

Dominika Dworak - Wracając do siebie


Po książkę Dominiki Dworak sięgnęłam w ramach mojego osobistego wyzwania na ten rok (w styczniu kategoria: list do ciebie, więcej o tym wyzwaniu tutaj: klik). Sporo sobie obiecywałam po tej książce ale ostatecznie jestem niestety rozczarowana. Ale żeby było jasne - to nie jest zupełnie zła książka. Uważam, że to o czym pisze pani Dworak ma bardzo dużą wartość ale książka musi trafić na odpowiedniego czytelnika. A ja nim niestety nie jestem......

Ale po kolei. Zastanówmy się, co tu nie zagrało...

Po pierwsze: język. 
Jako czytelnik jestem BARDZO podatna na słowa. Moi mistrzowie jeśli chodzi o rozwój osobisty to Agnieszka Maciąg i Mateusz Grzesiak. Oboje piszą tak, że ja czuję się zainspirowana, pobudzona do działania. I nieważne czy ten piękny język, ta umiejętność ubrania myśli w odpowiednie słowa wynika z prawdziwego talentu i potrzeby serca (Maciąg) czy jest raczej efektem wyuczonych trików psychologicznych (Grzesiak), na mnie to DZIAŁA. Tymczasem tekst napisany przez Dominikę Dworak przypomina raczej pisaninę nastolatki (te wszystkie ćwierkające ptaszki, pachnące kwiatki, pyszne kawki na tarasie itp) piszącej bloga pod wpływem przeczytanych wcześniej książek rozwojowych czy artykułów w gazetach. Nie ma tu nic odkrywczego (przynajmniej dla mnie ale ja mam już za sobą kilkaset tekstów o podobnej tematyce), o wszystkim czytałam już milion razy w Sensie czy Zwierciadle. I gdyby te teksty pozostały blogowymi notkami, nie miałabym się do czego przyczepić. W końcu na książkę trafiłam po przeczytaniu właśnie bloga autorki! Zresztą, sami na niego zajrzyjcie (klik), jest naprawdę spoko!

Ale wracając do moich wątpliwości...
Autorka nie została obdarzona umiejętnością pięknego wysławiania się. Ja to rozumiem doskonale, bo sama nie należę do osób elokwentnych. W szkole czy na studiach nigdy nie potrafiłam lać wody, opowiadać niestworzone rzeczy i pisać wypracowania na 10 stron. Mówiłam/pisałam krótko, zwięźle i na temat. Więc nawet jakbym wpadła na genialny pomysł na fabułę książki, to i tak nigdy jej nie napiszę, bo ubieranie myśli w słowa nie przychodzi mi super łatwo. A co się stanie jak mamy słaby  (językowo) tekst i dosyć krótki?

Pojawia się drugi problem czyli: czcionka/fonty/układ treści na stronie. Jak już ustaliliśmy, autorka nie potrafi lać wody, nie owija niczego w bawełnę, mówi krótko i na temat. To samo w sobie nie jest złe ale w przypadku tekstu będącego książką sprawia, że poszczególne rozdziały są bardzo krótkie. A co można zrobić aby je nieco wydłużyć? Użyć różnych wielkości czcionki, rozbić wypowiedź na pojedyncze zdania pisane nie jednym ciągiem a jedno pod drugim z dużą interlinią. I w ten sposób mamy 156 stron, które zebrane do kupy i ściśnięte dały by może jakieś 50-60 stron tekstu...

Jest dla mnie jasne, czemu autorka zdecydowała się wydać książkę własnym sumptem - spójrzmy prawdzie w oczy: jest zbyt słaba (zwłaszcza językowo) aby mogło się nią zainteresować poważne wydawnictwo.

Dla kogo więc jest ta książka? Myślę, że dla czytelników, którzy na co dzień nie mają do czynienia z psychologią czy rozwojem duchowym, ludzi chcących zmienić coś w swoim życiu, którzy żyją na co dzień raczej bezrefleksyjnie, automatycznie powtarzając wiele czynności. Ludzi pragnących przemiany i niekoniecznie szukających metaforycznego, bogatego języka. Dopiero początkujących w temacie rozwoju osobistego. To, co ma do powiedzenia Dworak absolutnie nie jest złe,  ma wartość, jest ważne. Ale uważam, że na książkę jest absolutnie za wcześnie. Jest jak zielony, niedojrzały, kwaśny owoc. Gdyby te teksty pozostały blogowymi notkami, nie czepiałabym się tak bardzo. Od KSIĄŻKI wymagam jednak znacznie więcej.

Do kielicha goryczy dodam jednak łyżkę cukru. Znalazłam kilkanaście bardzo ładnych i inspirujących zdań, które zaznaczyłam sobie w książce, piękne są zdjęcia i okładka. Najbardziej podobał mi się rozdział o wierze w siebie oraz diagram na końcu książki, który jest arcyciekawym ćwiczeniem i zachętą do przyjrzenia się sobie bliżej. Zazwyczaj omijam takie "ćwiczenia" szerokim łukiem, nie wzbudzają one mojego zainteresowania, jednak ten diagram to moim zdaniem strzał w dziesiątkę.

Moja ocena: 2/5

P.S. Otrzymałam informacje, że drugi nakład książki pozbawiony jest zdjęć, dużych przerw między linijkami tekstu i dużych czcionek, gdyż pani Dominice też nie do końca one odpowiadały a w pierwszym nakładzie pojawiły się za sprawą namów drukarni i braku doświadczenia autorki. Wierzę i trzymam kciuki za dalszy rozwój!


A.A. Milne - Kubuś Puchatek / Chatka Puchatka

A.A. Milne - Kubuś Puchatek / Chatka Puchatka


18.01. obchodzimy Międzynarodowy Dzień Kubusia Puchatka, co jest dla mnie okazją do przypomnienia sobie tej klasyki literatury dziecięcej. Cudownie było wrócić do świata stworzonego przez A.A. Milne!

Krzysiowe zabawki/zwierzątka wydają się być tak głupiutkie ale w rzeczywistości odzwierciedlają kilka typów ludzkich charakterów i to tak dobrze, że w wielu momentach podczas czytania konkretne osoby pojawiają się przed moimi oczami! A zwierzątka może i mają małe rozumki ale są tak sympatyczne, tak pocieszne, że człowiekowi po lekturze od razu poprawia się humor a świat wydaje się jawić w kolorowych barwach. Książki Milne to jeden z najlepszych znanych mi antydepresantów!

W "Chatce Puchatka" bardzo wzruszył mnie ostatni rozdział, w którym żegnamy się z bohaterami. W życiu każdego dziecka przychodzi taki moment, że zabawki przestają je interesować, dziecko dojrzewa i porzuca swoich pluszowych przyjaciół, choć oni zawsze będą gdzieś obok na półce czekać cierpliwie choćby na serdeczne spojrzenie. Myślę, że jest to rozdział czytelny przede wszystkim dla dorosłego czytelnika, który przeszedł już ten etap w życiu i potrafi spojrzeć na lata dzieciństwa ze wzruszeniem. Dla mnie był to rozdział smutny i piękny jednocześnie.

Jeśli chodzi o charaktery, które odzwierciedlają zwierzęta, to całe życie utożsamiałam się z Kłapouchym, ale po tegorocznej lekturze upewniłam się, że jednak jestem mieszanką Królika i Sowy Pszemondżałej 😉 Za to dalej nie lubię Tygryska i Prosiaczka i także w życiu denerwują mnie osoby nadpobudliwe, "rozbrykane" a także te wiecznie bojaźliwe, bojące się wszystkiego.

Moja ocena: 6/6
Wygrana w konkursie

Wygrana w konkursie


Odebrałam w miniony weekend wygraną w konkursie na blogu Zacisze wyśnione... i prawie popłakałam się ze szczęścia.
Wygrałam piękną książkę - "Upiora opery" Gastona Leroux w oszałamiającej oprawie graficznej. Wydawnictwo Vesper postawiło na ilustracje francuskiej artystki Anne Bachelier, które doskonale oddają nastrój powieści. Są mroczne, zaskakujące, kojarzą się z nocnymi marami.

W paczce znalazłam też dwie inne powieści ("Pożegnanie z Afryką" Karen Blixen oraz "Opowieści miłosne, groteski i makabreski" Edgara Allana Poe), obie równie starannie wydane, piękną pocztówkę, książkowe stempelki, poduszeczkę na tusz i zestaw jesiennych naklejek.


A wszystko tak pięknie spakowane, starannie, z miłością, z szacunkiem i sympatią dla odbiorcy, że na serio miałam łzy w oczach podczas odpakowywania. Jestem absolutnie zachwycona zawartością, książki-niespodzianki od lat chciałam mieć w swoich zbiorach! A na pocztówce wylosowana karteczka z moim imieniem - niby nic a jednak tak wiele...
Blogowa zabawa - losowanie na styczeń

Blogowa zabawa - losowanie na styczeń


Wymyśliłam sobie w tym roku zabawę, która ma mnie zachęcić do częstszego sięgania po książki z własnej półki. Co miesiąc losuję ze słoika jedną kategorię (pomysły zaczerpnęłam z zabawy trójka epik na blogu Książki Sardegny ) i czytam pasującą do niej książkę.

W styczniu wylosowałam "List do Ciebie". Pierwotnie kategoria ta miała się odnosić po prostu do powieści epistolarnych albo książek mających słowo "list" w tytule ale ja postanowiłam dodać moją własną interpretację - list do mnie czyli książka rozwojowa, mająca być wołaniem do mnie, wezwaniem mnie do lepszego zadbania o siebie.



Przejrzałam swoje regały - powieści pisanych w formie listów mam kilka. W tej chwili najbardziej ciągnie mnie do "Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" i do "Koloru Purpury". Werter też macha do mnie zachęcająco....



Na drugim zdjęciu książki podchodzące pod drugą interpretację kategorii "List do ciebie". Nie mogło zabraknąć mojej duchowej przewodniczki czyli Agnieszki Maciąg oraz dwóch innych książek, na które mam wielką ochotę.

Co wybiorę? Okaże się wkrótce 😃
TBR na styczeń

TBR na styczeń


Nigdy wcześniej tego nie robiłam ale w tym roku coś się zmieniło i nagle poczułam potrzebę tworzenia własnych stosów TBR. Podejrzewam, że ma z tym coś wspólnego moje zeszłoroczne zachłyśnięcie się książkową vlogosferą, gdzie TBRy i wrap-upy są na porządku dziennym (a raczej miesięcznym 😀). Nie wiem, jak długo utrzyma się we mnie chęć prezentowania - a może przede wszystkim - tworzenia spisu lektur do przeczytania w danym miesiącu, bo do tej pory zawsze szłam na żywioł ale póki trwa, niech będą posty!

Jutro w komunikacji miejskiej zaczynam "Mroczniejszy odcień magii" - tyle się nasłuchałam o tej książce, pora przekonać się, o co było tyle szumu. Czytanie może się jednak przedłużyć na luty, bo powieść ma ponad 400 stron a będę zaglądać do niej tylko w drodze do i z pracy (czyli łącznie niecałe 30minut pięć razy w tygodniu).

W styczniu na pewno będę chciała przeczytać "Kubusia Puchatka" i "Chatkę Puchatka", bo 18.01. wypada dzień słynnego misia.
Przymierzam się też do powtórki "Emmy" skoro 14.02. ma premierę nowa adaptacja tej powieści.
Poza tym "Oczy uroczne" (zbliża się termin zwrotu do biblioteki) i "Wiatrogon Aeronauty", na którego mam ochotę od listopada tylko jakoś ciągle brakowało czasu na lekturę.

Z audiobooków czeka "Cinder" (nie zdążyłam w grudniu) i "Czerwień rubinu".

Plus jedna książka zalegająca na półce do wylosowanej kategorii (będzie osobny post). Nie wiem, czy ze wszystkim się wyrobię, bo plany mam dosyć ambitne 😁 Okaże się za miesiąc 😄
Podsumowanie roku czytelniczego 2019

Podsumowanie roku czytelniczego 2019



Przeczytałam w 2019 roku równo 50 książek (pełna lista do wglądu tutaj), co jest wprawdzie mniejszą liczbą od zeszłorocznych 64 ale przecież w czytaniu nie o liczby chodzi a o emocje, nowe odkrycia, umysłowe zaangażowanie a tych było co niemiara!
Jeśli chodzi o moje zeszłoroczne literackie wojaże to (wreszcie!) odkryłam kilka nowych lądów. Odwiedziłam między innymi: (zestawienie głównie według kraju, w którym toczyła się akcja): Kambodżę, Wietnam, Chiny, Japonię czy Nową Fundlandię, więc wyszłam wreszcie poza obszar Europy czy Stanów Zjednoczonych, choć i oczywiście byłam też w Polsce, na Litwie, w Niemczech czy Francji i oczywiście w USA.
2019 był kolejnym rokiem, w którym intensywnie korzystałam z audiobooków. Już nie wyobrażam sobie sprzątania bez słuchawek na uszach 😉 Wysłuchałam ich siedem, z czego zdecydowanie za najlepsze uważam opowiadania wiedźmińskie Andrzeja Sapkowskiego! (będzie osobna recenzja)
Nadal nie wyobrażam też sobie życia bez czytnika ebooków! W komunikacji miejskiej jest bardziej poręczny od papierowej książki i w moim przypadku sprawdza się tu najlepiej. W styczniu zarejestrowałam się w Legimi, co też zdecydowanie przyczyniło się do zwiększenia ilości czytanych przeze mnie ebooków. Nie jest to serwis bez wad ale rezygnować nie zamierzam. Książki z Legimi mogę wprawdzie czytać tylko na laptopie (odpada - nie lubię) lub na telefonie (z braku laku nie mam wyjścia, najlepiej sprawdza się przy krótkich książkach czy jakiś poradnikach czy książkach kucharskich), bo mój czytnik jest starszej generacji i nie da się na niego wgrać Legimi ale jakoś daję sobie radę i nie narzekam. Książek w wersji cyfrowej przeczytałam w zeszłym roku aż 26.
Porażką okazała się próba powrotu do czytania w obcym języku. Przeczytałam tylko jedną książkę po niemiecku... 
Pora na główną część programu! Za najlepsze książki przeczytane w 2019r uważam:
  1. Kristina Sabaliauskaite "Silva rerum 2"
  2. Deborah Harkness "Księga Wszystkich Dusz. Tom 2: Tajemnica"
  3. Ewa Kuryluk "Goldi"
  4. Agnieszka Maciąg "Pełnia życia"
  5. Andrzej Sapkowski "Ostatnie życzenie" + "Miecz przeznaczenia"

W zeszłym roku czytałam sporo różnego rodzaju poradników i książek rozwojowych, z czego bardzo miło wspominam zwłaszcza trylogię Pemy Chödrön o buddyźmie oraz serię Sabaty wydawnictwa Illuminatio o obrzędach wiccańskich, która dostarczyła mi ogrom wiedzy na interesujące mnie tematy. 
Wielkim odkryciem była dla mnie Iwona Zasuwa i jej Smakoterapia! Jestem osobą, która nie znosi przygotowywania jedzenia (obojętne czy w grę wchodzi gotowanie, pieczenie czy zrobienie zwykłej kanapki - przyprawia mnie to o stany depresyjne) a po przeczytaniu jej książek miałam ochotę rzucić wszystko w cholerę, stać przy garach i gotować!!!
Czytałam też książki, które przekazują niezwykle ważne dla mnie wartości i postawy życiowe (Naomi Novik "Smok Jego Królewskiej Mości", Louisa May Alcott "Małe kobietki"), odkryłam, że "Focza dama" Kathryn Harrisson wcale nie jest taka nudna jak mi się wydawało 10 lat temu i zaczęłam bliżej przyglądać się prozie tej autorki, po 18 latach powróciłam do Jonathana Carrolla i ponownie wpadłam w zachwyt, zachwyciłam się prequelem Marissy Meyer do Alicji w Krainie Czarów i postanowiłam poznać całą twórczość Amerykanki.
Rozczarowań było tak niewiele, że nawet nie będę ich wymieniać. 
Myślę, że był to bardzo dobry rok i życzyłabym sobie aby i obecny nie był gorszy!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2009-2017 Zacisze Literackie , Blogger