Pokazywanie postów oznaczonych etykietą psychologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą psychologia. Pokaż wszystkie posty
Agnieszka Krzyżanowska - Żyj po swojemu. Jak zwolnić w szybkim świecie

Agnieszka Krzyżanowska - Żyj po swojemu. Jak zwolnić w szybkim świecie


Przeczytałam w miniony weekend cudowną książkę Agnieszki Krzyżanowskiej, autorki bloga Agnes on the cloud (który równie kocham!). Chłonęłam treść całą sobą, niemal na jednym wdechu. I nie mogłam przestać się dziwić, że oto spotkałam człowieka, który myśli i czuje dokładnie jak ja. Nieustannie miałam wrażenie, że czytam własne myśli przelane na papier.

"Żyj po swojemu" jest dla mnie pozycją szczególną. Napisaną prosto, pięknie, z serca. Nie ma tu zadęcia, moralizatorstwa, stawiania się na wyższej pozycji. Jest przyglądanie się światu i sobie ale nie z perspektywy osoby pędzącej przez życie, zestresowanej, nie mającej na nic czasu. Autorka stoi spokojnie w miejscu, obserwuje z boku gnający przed siebie świat i uświadamia nam, jak bardzo nasze poglądy, marzenia i wartości wcale nie są nasze. To książka otwierająca oczy na wszechobecny marketing i tak zwaną "kulturę", która ograbia nas z myślenia i poczucia szczęścia.Współczesnemu człowiekowi brakuje przede wszystkim umiejętności krytycznego myślenia i poddawania w wątpliwość rzeczy, które go otaczają a raczej które są mu umiejętnie i celowo podtykane pod nos.




Miałabym ochotę kupić kilkanaście egzemplarzy i obdarowywać nimi rodzinę i znajomych.
Przeczytajcie proszę tę książkę! To powinna być obowiązkowa lektura dla każdego współczesnego człowieka!

Moja ocena 6/6

autor: Agnieszka Krzyżanowska
tytuł: Żyj po swojemu. Jak zwolnić w szybkim świecie
wydawca: Pascal
liczba stron: 239


Dominika Dworak - Wracając do siebie

Dominika Dworak - Wracając do siebie


Po książkę Dominiki Dworak sięgnęłam w ramach mojego osobistego wyzwania na ten rok (w styczniu kategoria: list do ciebie, więcej o tym wyzwaniu tutaj: klik). Sporo sobie obiecywałam po tej książce ale ostatecznie jestem niestety rozczarowana. Ale żeby było jasne - to nie jest zupełnie zła książka. Uważam, że to o czym pisze pani Dworak ma bardzo dużą wartość ale książka musi trafić na odpowiedniego czytelnika. A ja nim niestety nie jestem......

Ale po kolei. Zastanówmy się, co tu nie zagrało...

Po pierwsze: język. 
Jako czytelnik jestem BARDZO podatna na słowa. Moi mistrzowie jeśli chodzi o rozwój osobisty to Agnieszka Maciąg i Mateusz Grzesiak. Oboje piszą tak, że ja czuję się zainspirowana, pobudzona do działania. I nieważne czy ten piękny język, ta umiejętność ubrania myśli w odpowiednie słowa wynika z prawdziwego talentu i potrzeby serca (Maciąg) czy jest raczej efektem wyuczonych trików psychologicznych (Grzesiak), na mnie to DZIAŁA. Tymczasem tekst napisany przez Dominikę Dworak przypomina raczej pisaninę nastolatki (te wszystkie ćwierkające ptaszki, pachnące kwiatki, pyszne kawki na tarasie itp) piszącej bloga pod wpływem przeczytanych wcześniej książek rozwojowych czy artykułów w gazetach. Nie ma tu nic odkrywczego (przynajmniej dla mnie ale ja mam już za sobą kilkaset tekstów o podobnej tematyce), o wszystkim czytałam już milion razy w Sensie czy Zwierciadle. I gdyby te teksty pozostały blogowymi notkami, nie miałabym się do czego przyczepić. W końcu na książkę trafiłam po przeczytaniu właśnie bloga autorki! Zresztą, sami na niego zajrzyjcie (klik), jest naprawdę spoko!

Ale wracając do moich wątpliwości...
Autorka nie została obdarzona umiejętnością pięknego wysławiania się. Ja to rozumiem doskonale, bo sama nie należę do osób elokwentnych. W szkole czy na studiach nigdy nie potrafiłam lać wody, opowiadać niestworzone rzeczy i pisać wypracowania na 10 stron. Mówiłam/pisałam krótko, zwięźle i na temat. Więc nawet jakbym wpadła na genialny pomysł na fabułę książki, to i tak nigdy jej nie napiszę, bo ubieranie myśli w słowa nie przychodzi mi super łatwo. A co się stanie jak mamy słaby  (językowo) tekst i dosyć krótki?

Pojawia się drugi problem czyli: czcionka/fonty/układ treści na stronie. Jak już ustaliliśmy, autorka nie potrafi lać wody, nie owija niczego w bawełnę, mówi krótko i na temat. To samo w sobie nie jest złe ale w przypadku tekstu będącego książką sprawia, że poszczególne rozdziały są bardzo krótkie. A co można zrobić aby je nieco wydłużyć? Użyć różnych wielkości czcionki, rozbić wypowiedź na pojedyncze zdania pisane nie jednym ciągiem a jedno pod drugim z dużą interlinią. I w ten sposób mamy 156 stron, które zebrane do kupy i ściśnięte dały by może jakieś 50-60 stron tekstu...

Jest dla mnie jasne, czemu autorka zdecydowała się wydać książkę własnym sumptem - spójrzmy prawdzie w oczy: jest zbyt słaba (zwłaszcza językowo) aby mogło się nią zainteresować poważne wydawnictwo.

Dla kogo więc jest ta książka? Myślę, że dla czytelników, którzy na co dzień nie mają do czynienia z psychologią czy rozwojem duchowym, ludzi chcących zmienić coś w swoim życiu, którzy żyją na co dzień raczej bezrefleksyjnie, automatycznie powtarzając wiele czynności. Ludzi pragnących przemiany i niekoniecznie szukających metaforycznego, bogatego języka. Dopiero początkujących w temacie rozwoju osobistego. To, co ma do powiedzenia Dworak absolutnie nie jest złe,  ma wartość, jest ważne. Ale uważam, że na książkę jest absolutnie za wcześnie. Jest jak zielony, niedojrzały, kwaśny owoc. Gdyby te teksty pozostały blogowymi notkami, nie czepiałabym się tak bardzo. Od KSIĄŻKI wymagam jednak znacznie więcej.

Do kielicha goryczy dodam jednak łyżkę cukru. Znalazłam kilkanaście bardzo ładnych i inspirujących zdań, które zaznaczyłam sobie w książce, piękne są zdjęcia i okładka. Najbardziej podobał mi się rozdział o wierze w siebie oraz diagram na końcu książki, który jest arcyciekawym ćwiczeniem i zachętą do przyjrzenia się sobie bliżej. Zazwyczaj omijam takie "ćwiczenia" szerokim łukiem, nie wzbudzają one mojego zainteresowania, jednak ten diagram to moim zdaniem strzał w dziesiątkę.

Moja ocena: 2/5

P.S. Otrzymałam informacje, że drugi nakład książki pozbawiony jest zdjęć, dużych przerw między linijkami tekstu i dużych czcionek, gdyż pani Dominice też nie do końca one odpowiadały a w pierwszym nakładzie pojawiły się za sprawą namów drukarni i braku doświadczenia autorki. Wierzę i trzymam kciuki za dalszy rozwój!


James Wallman - Rzeczozmęczenie

James Wallman - Rzeczozmęczenie


O minimalizmie przeczytałam już całkiem sporo ale to jest jedna z lepszych książek na ten temat. Mocno mnie zaskoczyła, bo nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mój styl życia, sposób patrzenia na pewne sprawy, moje poglądy są odzwierciedleniem idei eksperientalizmu przedstawionej w tej książce.

Książka skupia się głównie na przedstawieniu przyczyn powstania konsumpcjonizmu a potem tzw. rzeczozmęczenia, autor analizuje wiele zjawisk z nimi związanych, przytacza historie wielu ludzi. To nie jest kolejna książka napisana przez blogera czy nie-wiadomo-kogo, kto opisuje swoje doświadczenia. James Wallman jest z zawodu futurologiem, prognostykiem trendów i doradcą. Bacznie obserwuje, co dzieje się w świecie i wyciąga z tego wnioski. 

Nie ma tu rad w stylu Marie Kondo, pozbądź się wszystkiego i bądź szczęśliwy. Ale historie opisanych tu ludzi są niesamowicie inspirujące i zachęcają do spojrzenia na swoje otoczenie z innej perspektywy. A to może być początkiem wielkiej zmiany.

Moja ocena: 5/6

autor: James Wallman
tytuł: Rzeczozmęczenie. Jak żyć pełniej posiadając mniej
tytuł oryginału: Stuffocation: Living More With Less
tłumaczenie: Katarzyna Dudzik
wydawca: Insignis
liczba stron: 368 

 
Gangaji - Diament w twojej kieszeni

Gangaji - Diament w twojej kieszeni


Może w ogóle nie powinnam pisać tej recenzji, skoro rzecz dotyczy ebooka niewiadomego pochodzenia i tak właściwie sama sobie jestem winna, że zamiast kupić normalną, papierową wersję wolałam najpierw zapoznać się z tekstem elektronicznym wyłowionym z czeluści internetu. Z drugiej strony nie wiem, czy wersja papierowa sygnowana przez jedno z moich najukochańszych wydawnictw - Biały Wiatr - nie jest powieleniem tego translatorskiego horroru i czy czasem nie zaoszczędziłam tych trzydziestu paru złotych...

Zacznijmy pokrótce od opisu, o czym tak właściwie jest przeczytana przeze mnie książka. Otóż Gangaji to pseudonim duchowej przewodniczki, która przekazuje światu nauki, które sama otrzymała od swojego hinduskiego mistrza Papaji. Zachęca ona do świadomej samorealizacji, do zatrzymania się i przyjrzenia się swojemu życiu, do odrzucenia na chwilę wszystkiego co zewnętrze, skupienia się na własnym wnętrzu i odkrycia diamentu, który wszyscy w sobie nosimy. Zapewne jest to bardzo ciekawa książka, zmuszająca do myślenia i zapraszająca do wprowadzania zmian w życiu, niestety mnie nie było dane się o tym przekonać z winy tłumacza, który przekształcił tę pozycję w coś literacko kompletnie niestrawnego.

Ebook, który przeczytałam sygnowany jest przez nieznane mi wydawnictwo Samadi (strona www nie istnieje), tłumaczem jest pan Jakub Filipek a redaktorem, grafikiem i korektorem niejaki pan Michał Filipek. Zbieżność nazwisk jak mniemam nie jest przypadkowa, pewnie rodzinny biznes. W dzisiejszych czasach każdy może napisać książkę, każdy może ją też przetłumaczyć i 'wydać' w internecie. Niestety. Niestety, bo potem trafiają do sieci takie 'perełki' jak ta, którą Wam dzisiaj przedstawiam... A moje obawy co do nakładu wydawnictwa Biały Wiatr wiążą się z tym, że nazwisko pana Jakuba Filipka dalej widnieje w wykazie tłumaczy - wprawdzie pojawia się tam jeszcze pan Dariusz Wróblewski, który być może wystąpił jako ten, który opierał się na tłumaczeniu pana Filipka, wygładził je i dopracował ale dopóki nie będę miała w rękach egzemplarza z wydawnictwa Biały Wiatr, to się wypowiadać nie będę.

Otóż dzisiaj nie będę koncentrować się na treści książki a na jej przekładzie. Jak to się stało, że tłumaczenia podjęła się osoba, która o tym fachu nie ma zielonego pojęcia?! Wiecie, tu nie chodzi o to, że kilka zdań zostało koślawo przetłumaczone czy że przekład jest nieco sztywny, co utrudnia płynne czytanie.

Tego w ogóle nie da się czytać!

W trakcie lektury wielokrotnie zastanawiałam się, czy nie porzucić polskiego przekładu na rzecz angielskiego oryginału, bo serce mi krwawiło i mózg uszami wypływał w kontakcie z językowym inwalidztwem tłumacza. Nie wiem, jak inaczej scharakteryzować translatorskie umiejętności pana Jakuba Filipka niż jako poważne językowe upośledzenie.

Ale przejdźmy do rzeczy - o co tak naprawdę mam pretensje. Cytatów nie będzie, bo musiałabym tu przytoczyć jakieś 99% książki...

1. Tłumacz nie ma bladego pojęcia o tematyce książki, którą przekłada. Nie 'czuje' tematyki związanej z rozwojem duchowym, nie rozumie sensu zdań, które tłumaczy.

2. Tłumaczenie odbywa się na zasadzie 1:1, zostaje zachowana budowa oraz tryb zdania oryginalnego, co daje kuriozalne efekty w języku polskim. Zamiast tłumaczyć sens, daną myśl, tłumacz przekłada słowo w słowo nie zadając sobie trudu stworzenia spójnej wypowiedzi. Często zastanawiałam się jak wyglądałby ten przekład, gdyby językiem wyjściowym był niemiecki, gdzie w zdaniach podrzędnie złożonych czasownik często ląduje na samym końcu zdania. W polskiej konstrukcji zdaniowej też znalazłby się na końcu?

3. Rażące błędy merytoryczne wynikające ze zjawiska tzw. false friends czyli wyrazów które brzmią bardzo podobnie w dwóch językach ale mają różne znaczenie. W przypadku "Diamentu..." autor przekładu notorycznie tłumaczył słowo 'realize' (zdawać sobie sprawę, uświadamiać sobie coś) jako 'realizować'.

Wyszedł z tego translatorski potwór, który powinien być analizowany na warsztatach czy studiach podyplomowych dla tłumaczy jako przykład, jak NIE NALEŻY tłumaczyć.

Tym razem pominę ocenę książki, bo dawanie jej jedną gwiazdkę za nieumiejętne tłumaczenie byłoby po prostu niesprawiedliwe.

autor: Gangaji
tytuł: Diament w Twojej kieszeni
tytuł oryginału: The diamond in your pocket
tłumaczenie: Jakub Filipek
wydawnictwo: Samadi
liczba stron: 202
David Allen "Getting Things Done czyli sztuka bezstresowej efektywności" (audiobook)

David Allen "Getting Things Done czyli sztuka bezstresowej efektywności" (audiobook)


Mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tej książki.

Jestem osobą myślącą, nie boję się używać szarych komórek. Większość problemów jakie napotykam w życiu zawodowym staram się rozwiązywać samodzielnie a tam, gdzie jest to możliwe szukam dodatkowo sposobów na ułatwienie sobie wykonywania pewnych zadań (zwłaszcza jeśli są powtarzalne). Dlatego też zdecydowana większość porad pana Allena nie stanowiła dla mnie nowości ani odkryć na miarę Ameryki -  część z nich stosuję od dawna i nie potrzebowałam żadnego poradnika aby wpaść na dany pomysł.

Podczas słuchania o metodzie GTD zastanawiałam się w głównej mierze do kogo adresowana jest ta książka, bo odniosłam dziwne wrażenie, że do ludzi nie potrafiących (albo po prostu nie chcących) myśleć. Według Allena jego poradnik skierowany jest do menedżerów wysokiego szczebla i powiem szczerze, że współczuję firmom, które zatrudniają menedżerów potrzebujących tego rodzaju lektury.

Od daty premiery "Getting Things Done" minęło kilkanaście lat a to w dzisiejszym zdigitalizowanym świecie bardzo długi okres czasu. Nie da się ukryć, że niektóre porady Allena trącą myszką.
Poza tym czy ludzie naprawdę nie wiedzą do czego służą teczki i segregatory i czy trzeba przedstawiać im szczegółową listę artykułów biurowych, w które powinni się zapatrzyć aby sprawnie realizować się w tzw. pracach biurowych?

Wydaje mi się, że Allen niekiedy za bardzo skupia się na rozdrabnianiu pewnych zadań na poszczególne etapy zamiast po prostu wykonać dane zadanie. Jest w książce podany taki jeden kompletnie absurdalny dla mnie przykład umawiania się z klientem an obiad. Allen radzi jak rozpisać to zadanie na kilkanaście etapów (!) co w efekcie trwa trzy razy dłużej niż zwyczajne podniesienie słuchawki i po prostu wykonanie tego telefonu.

Irytował mnie także użyty w książce język. Mówiąc o rzeczach prostych i nieskomplikowanych autor używa obco brzmiących sformułowań i naukowych terminów, zapewne chcąc w ten sposób nadać swojej wypowiedzi powagi i kompetencji, jednak w moim odczuciu brzmi po prostu śmiesznie.

Wiem, że jest to bardzo popularna pozycja, wiele osób zachwyca się metodą GTD. Jeżeli okazuje się pomocna - to super. W moim przypadku publikacja ta nie wniosła niczego nowego do mojego zawodowego życia i przyznam, że zupełnie nie rozumiem jej fenomenu.

Moja ocena: 1/6

autor: David Allen 
tytuł: Getting Things Done czyli sztuka bezstresowej efektywności
czyta: Marcin Fugiel
wydawnictwo: Onepress
czas nagrania: 10godz 16min

Marie Kondo - Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce

Marie Kondo - Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce


Odnoszę wrażenie, że kontynuacja słynnego na całym świecie bestsellera o sprzątaniu to nic innego jak odcinanie kuponów od sukcesu części pierwszej. Tak właściwie cała treść "Tokimeki" to powtórka z rozrywki wzbogacona zapełniaczami stron w postaci rysunków.

Książka podzielona jest na trzy części: w pierwszej ("Mistrzowskie rady KonMarie") mamy do czynienia ze streszczeniem filozofii sprzątania przedstawionej w poprzednim poradniku. Część druga ("Encyklopedia sprzątania") to zbiór rad i wskazówek dotyczących porządkowania konkretnych grup rzeczy (czyli znowu powtórka z rozrywki plus całe mnóstwo rysunków jak składać poszczególne części garderoby. Swoją drogą - czy tylko ja uważam, że ubrania składane według rad KonMarie wyglądają potem jak wyciągnięte psu z gardła?). Przyznaję, że tę część głównie przebiegałam wzrokiem. Ostatnia część ("Magia zmieniająca życie") traktuje o powiązaniach pomiędzy sprzątaniem a naszym życiem osobistym czy zawodowym. To taka bardziej filozoficzno-psychologiczna część, chyba najciekawsza w całej książce.

'Tokimeki' w języku japońskim oznacza coś, co daje radość. Autorka poradnika opiera swoją filozofię sprzątania na pytaniach czy dana rzecz wywołuje w nas pozytywne uczucia, jednak momentami tak zapędza się w argumentach za wyrzuceniem połowy dobytku, jakby zupełnie zapominała, że przecież istnieją rzeczy, które niekoniecznie sprawiają nam radość ale są jednak przydatne (po co ci młotek skoro możesz wbijać gwoździe żeliwną patelnią - mój ulubiony przykład, totalnie rozłożył mnie na łopatki). Rozumiem ideę minimalizmu polegającą na posiadaniu niewielkiej ilości sprzętów (sama mam np. jeden duży wazon na kwiaty a w roli mniejszego doskonale sprawdza się zwykły słoik owinięty ozdobną szarfą, rafią czy jakimś kawałkiem materiału) ale namawianie mnie do bezmyślnego pozbywania się wszystkiego jak leci wcale mnie nie bawi.

Jednego nie można tej książce odmówić - ona naprawdę wywołuje dziką chęć sprzątania. Podobnie jak w przypadku "Magii sprzątania" należy tylko pamiętać aby rady KonMarie wprowadzać w życie z głową.  

Moja ocena: 3/6

autor: Marie Kondo 
tytuł: Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce
tytuł oryginału: Spark Joy
tłumaczenie: Magdalena Macińska
wydawnictwo: Muza S.A.
liczba stron: 301
Anna Mularczyk-Meyer - Minimalizm po polsku

Anna Mularczyk-Meyer - Minimalizm po polsku


Zachwycona "Minimalizmem dla zaawansowanych" sięgnęłam po debiut literacki Anny Mularczyk-Meyer, autorki bloga http://www.prostyblog.com/
W swojej pierwszej książce autorka skupia się na przybliżeniu nam zjawiska minimalizmu od typowo polskiej strony. Wyjaśnia dzisiejszy konsumpcjonizm Polaków i przywiązanie do rzeczy materialnych szukając korzeni tych zjawisk w czasach PRL-u. Obala także wiele mitów narosłych wokół pojęcia "minimalizm" i udowadnia, że mając mniej można żyć lepiej.
Bardzo podoba mi się spojrzenie pani Anny na świat, z wieloma jej poglądami się identyfikuję. Obie książki autorki skupiają się na psychologicznej stronie problemu, próbach uświadomienia czytelnikowi, że posprzątanie raz a dobrze nie jest skutecznym i długotrwały rozwiązaniem, bo usuwa skutek a nie przyczynę naszych kłopotów.
Cudna książka, napisana bez zadęcia czy prób wpasowania się w aktualną modę, traktująca temat prosto, z głębi serca. Myślę, że będzie stanowić ogromną inspirację i będzie rzetelnym przewodnikiem po świecie minimalistycznego życia dla osób początkujących w tym temacie.

Moja ocena: 5/6

autor: Anna Mularczyk-Meyer
tytuł: Minimalizm po polsku
wydawnictwo: Czarne
liczba stron: 192


Anna Mularczyk-Meyer - Minimalizm dla zaawansowanych

Anna Mularczyk-Meyer - Minimalizm dla zaawansowanych


Ostatnio sporo w moim życiu minimalizmu. I nie chodzi mi w tym momencie o ograniczoną ilość przedmiotów a o rezygnację z nadmiaru informacji dochodzących do mnie przez różnego rodzaju media. Telewizora nie posiadam od kilku lat, parę miesięcy temu mocno ograniczyłam swój udział na wielu platformach internetowych. Staram się być bardziej 'analogowa', stawiam na spokój, ciszę i wypoczynek bez technologicznych gadżetów. Z 'zakupowych szaleństw' zrezygnowałam dawno temu.
Powodem nie była moda na minimalizm, bo wtedy mało kto o tym mówił. W moim przypadku pojawiło się po prostu gigantyczne zmęczenie nadmiarem rzeczy i informacji. Potrzebowałam detoksu.
W swojej książce Anna Mularczyk-Meyer opowiada o swoich początkach w sztuce minimalnego życia ale skupia się właśnie na stronie psychologicznej. W wielu momentach potakiwałam ze zrozumieniem głową, bo wiele problemów, z którymi borykała się autorka, nie było mi obcych. Nie ma tutaj konkretnych rad typu: jak uporządkować szafę czy jak ograniczyć ilość posiadanych przedmiotów, choć autorka podaje kilka przykładów z własnego życia. Mamy tu przede wszystkim pracę z własnymi emocjami, bo to one stanowią fundament naszego życia i postrzegania świata. Bez ich zrozumienia i uporządkowania, nie dokonamy żadnej rewolucji.
Bardzo polecam również bloga autorki: http://www.prostyblog.com/
A sama z chęcią sięgnę po pierwszą książkę pani Meyer "Minimalizm po polsku".

Moja ocena: 5/6

autor: Anna Mularczyk-Meyer
tytuł: Minimalizm dla zaawansowanych
wydawnictwo: Czarne
liczba stron: 168



Jakość życia. Jak być w zgodzie z samym sobą - autor zbiorowy (pod red. Piotra Żaka)

Jakość życia. Jak być w zgodzie z samym sobą - autor zbiorowy (pod red. Piotra Żaka)


Ta mini książeczka była dołączona do styczniowego numeru miesięcznika Charaktery. Kupiłam z czystej ciekawości, bo była zapowiadana jako pierwszy tom nowej serii wydawniczej skupionej na tym, co tworzy jakość naszego życia.
Całość składa się z pięciu artykułów napisanych przez osoby związane ze środowiskiem psychologów/psychoterapeutów na temat budowania jakości życia, postrzegania czym ta jakość dla nas jest. Niestety artykuły pisane są dosyć sztywnym, naukowym językiem, bez emocji a tym samym bez próby wywołania w czytelniku jakichś głębszych przemyśleń. Jedynie teksty Katarzyny Hamer oraz Jacka Krzysztofowicza (bardzo lubię jego felietony na łamach Charakterów!) czytało mi się gładko, przez resztę ledwo przebrnęłam.
Myślę, że tego typu teksty mogą zainteresować osoby po studiach psychologicznych, ewentualnie takie, które na tyle interesują się psychologią od strony naukowej, że nie straszne i nie nudne będą im przytaczane wyniki badań i sondaży czy suche opisy społecznie uwarunkowanych zachowań.
Kolejnych książek z serii nie zamierzam już kupować.

Moja ocena: 3/6

autor: zbiorowy (pod red. Piotra Żaka)
tytuł: Jakość życia. Jak być w zgodzie z samym sobą
wydawnictwo: Charaktery
liczba stron:136
Richard Rohr - Stille und Mitgefühl. Gott und den Menschen finden (Milczące współ-czucie. Odnajdywanie Boga w kontemplacji)

Richard Rohr - Stille und Mitgefühl. Gott und den Menschen finden (Milczące współ-czucie. Odnajdywanie Boga w kontemplacji)




W Polsce książka ta ukazała się w wyd. Charaktery pod tytułem "Milczące współ-czucie. Odnajdywanie Boga w kontemplacji", ja przeczytałam wersję niemieckojęzyczną. Książka nie do końca okazała się być tym, czego się spodziewałam po znalezionych wcześniej wyrywkowych cytatach i fragmentach. Oczekiwałam treści skupionej na ciszy, uważności, kontemplacji w codziennym życiu ale bez nadmiernego fokusowania na kościół i wiarę katolicką. Tymczasem Rohr bardzo dużo mówi o duchowej stronie chrześcijaństwa, wskazuje na wypaczenie tego aspektu przez instytucję kościoła, zwraca uwagę na pierwotną formę tej religii i nauk Jezusa. 
Mimo iż jestem osobą niewierzącą książka wydała mi się mimo wszystko ciekawa, podobała mi się krytyczna postawa ojca Rohra wobec kościoła katolickiego, wytykanie błędów i wypaczeń jakich dopuszczano się przez stulecia wobec wiary chrześcijańskiej (zwłaszcza odłamu katolickiego). O wielu tego typu działaniach wiedziałam wcześniej ale udało mi się też wzbogacić wiedzę o kilka nieznanych mi wcześniej faktów. 
Książeczka jest krótka ale ciekawa, polecam ją Waszej uwadze jeśli interesuje Was poruszona w niej tematyka.  

Moja ocena: 4/6

autor: Richard Rohr
tytuł: Stille und Mitgefühl. Gott und den Menschen finden
tytuł oryginału: Silent compassion. Finding God in contempation
tłumaczenie: Ulrike Strerath-Bolz
wydawnictwo: Verlag Herder
liczba stron: 128
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2009-2017 Zacisze Literackie , Blogger