Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1891. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1891. Pokaż wszystkie posty
Oscar Wilde - Portret Doriana Graya

Oscar Wilde - Portret Doriana Graya



Co za książka! I kolejny dowód na to, że warto czytać klasykę!
To druga z lektur (po "Frankensteinie" Mary Shelley), po którą sięgnęłam pod wpływem serialu "Penny Dreadful". Najsłynniejsza powieść Oscara Wilde'a chodziła za mną już od wielu lat, byłam nawet święcie przekonana, że posiadam w swoich zbiorach egzemplarz z wyd. Zielona Sowa (możecie sobie wyobrazić, jakie było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że jednak go nie mam 😲). Od zawsze fascynowała mnie historia człowieka, który chciał się stać nieśmiertelny i zachować młodość a wszystkie jego grzechy i podłe uczynki miały odzwierciedlać się na jego portrecie namalowanym przez zaprzyjaźnionego malarza.
Muszę przyznać, że powieść nie porwała mnie od razu. Początek wydał mi się śmiertelnie nudny i przegadany a praktycznie znikoma akcja tylko pogłębiała moją niechęć do dalszego czytania. Przez trzy miesiące przedłużałam książkę w bibliotece próbując zmusić się do dalszej lektury. W końcu postanowiłam, że muszę ją skończyć do końca stycznia i basta! I właśnie wtedy dotarłam do momentu, w którym obraz zaczął się zmieniać. Akcja wyraźnie przyspieszyła a ja chłonęłam stronice z wypiekami na twarzy. Całość skończyłam w tydzień.
Wilde zawarł w tej powieści swoją koncepcję sztuki - wolnej od wszelkich ograniczeń i konwenansów, niczym nie ograniczonej i nie skrępowanej. Poza tym "Portret Doriana Graya" jest skarbnicą błyskotliwych powiedzonek i złotych myśli, które wylewają się z co drugiej strony.
No i to zakończenie! Chyba najlepsze, z jakim spotkałam się w literaturze.
Polecam po stokroć!

Moja ocena: 5/6

autor: Oscar Wilde
tytuł: Portret Doriana Graya
tytuł oryginału: The portrait of Dorian Gray
tłumaczenie: Marek Król 
wydawnictwo: Mediasat Poland
liczba stron: 219

Thomas Hardy - Tessa d'Urberville

Thomas Hardy - Tessa d'Urberville


Czytałam tę powieść w ramach wyzwania czytelniczego „Kobieta w zwierciadle literatury” na jednym z for.

Moje ogólne wrażenia z lektury są jak najbardziej pozytywne, choć w pewnym momencie powieść zaczęła być dla mnie trochę przewidywalna a przez to nużąca. Tzn. zauważyłam, że fabuła ma przebieg sinusoidalny – jak wydarza się tragedia, to zaraz po niej następuje polepszenie sytuacji aby za chwilę znowu przybrać zwrot o180° i spaść w dół. Męczyły mnie trochę opisy życia na wsi, podziwiania pasących się krów, urody zdrowych wiejskich dziewcząt itp. ale dzielnie brnęłam dalej. I jak dobrnęłam do ostatniej części powieści, to szczęka opadła mi z wrażenia. Bo zakończenie zmienia wszystko. Aż chciałoby się w przypadku „Tessy…” krzyknąć czytajcie DO KOŃCA a zrozumiecie! ;-)

Fabułę można streścić w kilku zdaniach: Tessa Durbeyfield jest młodziutką, piękną dziewczyną z ubogiej rodziny. Kiedy jej (niezbyt rozgarnięty dodajmy – Tessa ma to nieszczęście posiadania rodziców jakby mniej dojrzałych od niej samej) ojciec dowiaduje się któregoś dnia od mijającego go na drodze pastora lubującego się w zgłębianiu genealogii starych rodów, że Durbeyfieldowie pochodzą od starego arystokratycznego rodu d’Urbervillów, postanawia wysłać swą najstarszą córkę do jedynej żyjącej rodziny – potomków słynnego rodu. Tessa wyjeżdża do posiadłości ciotki, gdzie ma pracować opiekując się jej kurami. Poznaje tam jej syna Aleca, bawidamka, próżniaka i oszusta, który za wszelką cenę próbuje uwieść niewinną Tessę. Więcej zdradzać nie będę – powiem tylko, że w życiu Tessy pojawi się jeszcze jeden mężczyzna – Angel Clare, którego bohaterka szczerze pokocha, ale jak to w życiu bywa, nie wszystko zawsze układa się tak, jak byśmy tego chcieli.

Historia miłosnego trójkąta? Nie do końca. Nie zrażajcie się, bo ta powieść to doskonałe studium psychologiczne, co się dzieje w duszy człowieka nieszczęśliwego, zgnębionego, który za wszelką cenę próbuje pozostać przy wartościach, które wyznaje w życiu.

Tessy było mi ogólnie rzecz biorąc żal. Nie denerwowała mnie, choć dostrzegam pewne wady jej charakteru - choć może nie są to o tyle wady co brak pewnej stanowczości i odwagi w podejmowaniu decyzji. Momentami nawet się z nią utożsamiałam, ale głównie dlatego że ja też bywam taka trochę "rozmemłana" i brak mi stanowczości i czasami odwagi by powiedzieć "nie" i walczyć o swoje.

Jednak nie mogłam zdzierżyć jej mężusia, "szlachetnego i anielskiego" pana Clare. To jeden z bardziej denerwujących mnie bohaterów literackich, niedojrzały emocjonalnie i zadufany w sobie typek, któremu "wydawało się" że się zakochał. I tak jak napisał sam Hardy miłość Angela do Tessy wywodziła się raczej z wyobraźni: "[...], kochał ją gorąco, lecz raczej w sposób idealny i chimeryczny.”1 Ja odniosłam wrażenie, że on był zakochany w pewnym ideale, który sobie wyobraził i który chciał widzieć w Tessie a jak się okazało, że jest to normalna kobieta z zaletami i wadami, po różnych życiowych przejściach, nie tak "czysta i nieskażona" jak on to sobie wymarzył, to natychmiast się odkochał. Trochę to dla mnie głupie i dziecinne. Angel był tak omotany wizją "czystej wiejskiej dziewki", że dla niego uwiedziona czy zgwałcona na jedno wychodziło - tak czy siak kobieta nie była już "czysta". Bardzo podobały mi się słowa narratora, komentujące tenże fakt: „Rozpatrując, czym Tessa nie była, nie dostrzegał, czym była, i zapominał, że coś, co zostało uszkodzone, może mieć większą wartość od czegoś, co aczkolwiek bez skaz, jest jednak w lichym gatunku."2

Jeszcze jedno mnie zdenerwowało a mianowicie odmienny stosunek do "bujnej przeszłości" kobiet i mężczyzn. Zaskakujący jest fakt, że do dziś nic się w tej kwestii nie zmieniło (a przecież powieść Hardy'ego pochodzi z 1891r.!). Kiedy Angel wyjawia Tessie swoją erotyczną przeszłość z bliżej nieokreśloną kobietą (na dodatek starszą od siebie jeśli dobrze pamiętam!), oczekuje że ona mu wybaczy, ba! nawet do głowy mu nie przyjdzie, że może być inaczej. A kiedy Tessa wyjawia mu, że nie jest taka czysta i niewinna za jaką ją uważa, on ją odtrąca i nie chce mieć z nią więcej nic wspólnego. Jak to jest, że jak facet z własnej i nieprzymuszonej woli bawi się ile wlezie to NALEŻY mu to wybaczyć (bo to tylko facet, który musi się wyszumieć) a jak kobieta wyznaje, że straciła niewinność - na dodatek nie ze swojej winy, bo przecież Tessa została zgwałcona podczas snu, sama się do Aleca nie pchała - to od razu uważa się ją za upadłą?

Jak już wspomniałam zakończenie zmienia patrzenie na opisane wydarzenia o 180° i ewidentnie świadczy o tym, że Tessa była na skraju załamania psychicznego, że w jej psychice działo się o wiele więcej niż można by to wyczytać z tekstu powieści.. Jak skończyłam czytać, to zamknęłam książkę i z głupią miną wgapiałam się w blat stołu a w mojej głowie kłębiło się tysiąc myśli. I mimo iż nie uważam tej powieści za wybitną czy taką, która w jakiś tam szczególny sposób wpłynęła na moje postrzeganie rzeczywistości, to jednak ona przez długi czas we mnie siedziała. Cały czas czułam historię Tessy w sobie, często (szczególnie jadąc tramwajem czy autobusem) łapałam się na tym, że myślę o tej bohaterce i usiłuję rozgryźć jej psychikę.

Klasyka, którą zdecydowanie warto poznać.

Moja ocena: 5/6

1 Thomas Hardy "Tessa d'Urberville. Historia kobiety czystej", Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1975, str. 265
2 tamże, str. 344

autor: Thomas Hardy
tytuł: Tessa d'Urberville. Historia kobiety czystej
tytuł oryginału: Tess of the d'Urberville, a pure woman 
tłumaczenie: Róża Czekańska-Heymenowa
wydawca: Państwowy Instytut Wydawniczy 
liczba stron: 516

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2009-2017 Zacisze Literackie , Blogger