Alexander Dumas - Dama kameliowa

Alexander Dumas - Dama kameliowa

To moje drugie spotkanie z tą powieścią. Przeczytałam ją ponownie na wyzwanie czytelnicze na forum wizaz.pl, aby przypomnieć sobie fabułę. Mój pierwszy kontakt z historią Małgorzaty i Armanda nastąpił trzy lata temu w formie wizualnej - przypadkiem trafiłam na ekranizację w reżyserii Jerzego Antczaka (i tę bardzo polecam, jest niezwykle wierna fabule książkowej, choć film jest moim zdaniem ciut lepszy, na samym końcu zawsze płaczę podczas gdy lektura nie działa aż tak na moje emocje). I oczywiście zapragnęłam zapoznać się z literackim pierwowzorem, co nastąpiło parę tygodni później. A jeszcze później obejrzałam operę na motywach powieści Dumasa - "Traviatę", która do tej pory jest jedną z moich ulubionych.

Nie jest to wybitne dzieło, raczej typowy dla XIX wieku romans pełen ckliwości, wyznań i łez . Głębszej psychologii się tam dopatrywać nie należy, choć historia zawiera jednak pewne uniwersalne prawdy o ludziach, które mimo upływu lat i postępu cywilizacyjnego ludzkości nie straciły na aktualności. Osobiście uważam "Damę kameliową" za jedną z piękniejszych historii miłosnych XIX wieku.

Czytając powieść po raz pierwszy skupiałam się głównie na perypetiach miłosnych Małgorzaty i Armanda. Teraz, za drugim razem zwracałam baczniejszą uwagę na opisy życia kurtyzan w Paryżu XIXw. - w końcu o to chodzi w wyzwaniu czytelniczym. Ze światem kurtyzan mamy tutaj do czynienia pośrednio, gdyż autor skupił się głównie na wątku miłosnym, ale uważny czytelnik wyłapie z tekstu tu i ówdzie pewne fakty związane z życiem kurtyzan w ówczesnych czasach. Małgorzata jest – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – luksusową kurtyzaną, otacza się bogatymi mężczyznami, mogącymi zaspokoić jej wydumane zachcianki, to nie jest ot taka prostytutka, którą każdy może mieć.
Jeżeli chodzi o podejście społeczeństwa do takich kobiet trochę zdziwiło mnie jedno: za życia Małgorzata była podziwiana z daleka, podejrzewam, że nie tylko przez mężczyzn, pewnie zatrzymywała na sobie również spojrzenia kobiet. Nikt nie protestuje, kiedy ją widzi w teatrze czy operze, nikt nie opluwa na ulicy. Po jej śmierci do jej domu schodzą się ciekawskie panny chcące dowiedzieć się, jak wygląda dom kurtyzany od wewnątrz. A jak przychodzi do pochówku, to nagle są protesty, że ludzie nie zgodzą się aby obok ich zmarłych krewnych leżała prostytutka. Żywa im nie przeszkadza a umarła tak?

Bardzo nieprzychylnie jest przedstawione środowisko, w którym obraca się Małgorzata. To w dużej mierze bezduszne hieny żerujące na popularności i bogactwie bohaterki, przyjaciele tylko z nazwy, którzy są przy niej tylko wtedy, kiedy jej się powodzi a w trudnych chwilach opuszczają schorowaną i cierpiącą Małgorzatę, bo już w żaden sposób nie mogą jej wykorzystać do własnych potrzeb. Małgorzata doskonale zdaje sobie z tego sprawę i sama w pewnym momencie porusza ten temat, obnażając przed czytelnikiem prawdziwe oblicze swoich "przyjaciół":

"Wszystkim, którzy się kręcą wokół takich dziewcząt jak ja, zależy szczególnie na tym, żeby śledzić ich najbłahsze słowa, wyciągać konsekwencje z ich najmniej ważnych uczynków. Nie mamy oczywiście przyjaciół. Mamy samolubnych kochanków, którzy trwonią swój majątek nie dla nas, jak twierdzą ale dla zaspokojenia swej próżności.
Dla tych ludzi musimy być wesołe, kiedy oni są w dobrym humorze, zdrowe, kiedy oni chcą ucztować po nocy, sceptyczne tak jak oni. [...]
Nie należymy do siebie. Nie jesteśmy już istotami ludzkimi, lecz rzeczami. Jesteśmy pierwsze jeśli chodzi o ich miłość własną, ostatnie, jeśli chodzi o prawo do ich szacunku. Mamy przyjaciółki [...] w rodzaju Prudencji, ongiś kurtyzany, które ciągle jeszcze gustują w rozrzutności mimo że wiek już im na to nie pozwala. [...] Ich przyjaźń jest często niewolnicza, nigdy bezinteresowna. Nigdy nie udzielą nam rady, która nie dawałaby im zysku. Malo je obchodzi to, ze mamy dziesięciu kochanków więcej, byleby one mogły zyskać na tym suknie albo bransoletkę, byleby mogły od czasu do czasu przejechać się naszym powozem i bywać w naszej loży.[...] Nie oddają nam nigdy najdrobniejszej usługi, nie wyciągając od nas w zamian dwa razy tyle, ile jest warta."

Dlatego od razu wyczuła uczciwe zamiary Armanda wobec niej, choć nie omieszkała ostrzec go, co tak naprawdę znaczy być kurtyzaną i że taką osobę nie należy od razu obdarzać wyidealizowanym uczuciem, bo ma ono małe szanse na spełnienie. Bo podejście zakochanego w niej do szaleństwa Armanda, który mimo ostrzeżeń znajomych chciał widzieć w Małgorzacie nieskazitelną damę, było wprawdzie bardzo szlachetne ale mało realistyczne.

To piękna opowieść przede wszystkim o sile miłości i wielkim poświęceniu, trochę staroświecka ale jakże wspaniała lektura na smutne i zimne wieczory.

Nie dowiedziałam się z tej powieści niczego odkrywczego na temat życia kurtyzan,ale jeszcze kilka powieści na ten temat przede mną, więc może się to zmieni? Przede mną "Nana" Emila Zoli.

Moja ocena: 4,5/6

autor:Alexander Dumas syn
tytuł: Dama kameliowa
tytuł oryginału: Le Dame Aux Camelias
tłumaczenie: Stanisław Brucz

wydawca: Libros 
liczba stron: 223
Stephenie Meyer - Zmierzch

Stephenie Meyer - Zmierzch


Świat ogarnęła histeria na punkcie wampirzej sagi dla młodzieży autorstwa Stephenie Meyer. Sprzedano miliony egzemplarzy na całym świecie, pierwsza część sagi doczekała się nawet ekranizacji. Główni bohaterowie Edward i Bella (a właściwie aktorzy grający te postaci) stali się z dnia na dzień idolami milionów nastolatków na całym świecie. To, co się dzieje wokół tych książek, to istna histeria, na jakie forum nie zajrzę, wszędzie można spotkać edwardo- i zmierzchomaniaczki, które (najwyraźniej pod wpływem buzujących w tym wieku hormonów) opisują jak to prawie mdlały z rozkoszy na widok cudownego Edwarda podczas oglądania filmu lub jak się ekscytowały czytając miłosne perypetie Belli i jej "boskiego Adonisa". Burzę hormonalną mam już dawno za sobą, ale że jestem miłośniczką wampirów, postanowiłam na własnej skórze przekonać się, o co to wielkie halo. W końcu w wieku 17 lat sama ekscytowałam się przygodami nieustraszonej pogromczyni wampirów Buffy Summers i dostawałam spazmów podczas scen z jej ukochanym wampirem Angelem (pamiętam jak w jednym z sezonów serialu Buffy była zmuszona zabić Angela - dżizas, leżałam wtedy plackiem na podłodze przed telewizorem i wyłam ;))

Historia jest bardzo prosta. Bella Swan przeprowadza się do małej mieściny Forks w stanie Waszyngton aby zamieszkać ze swoim ojcem (jej rodzice są rozwiedzeni). Powoli aklimatyzuje się w odmiennym środowisku i zdobywa przyjaciół. Jej uwagę przyciąga w szczególności trochę dziwnie zachowująca się grupka młodzieży - rodzeństwo Cullenów. Z biegiem czasu Bella zakochuje się w najmłodszym z nich Edwardzie, który wyjawia jej tajemnicę swojej rodziny...

Nie rozumiem. Nie jestem w stanie pojąć histerii wokół tej książki. Może dlatego, że nie jestem już ekscytującą się takimi miłostkami siedemnastolatką tylko o 10 lat starszą kobietą, która wyrobiła już sobie swój gust literacki i wie czego oczekuje od dobrej powieści (choćby miała to być powieść dla młodzieży)?

W tej książce (prawie) nic się nie dzieje. Pierwsza połowa opiera się na zwyczajnych rozmowach między nastolatkami, dopiero gdy pod koniec pojawia się grupa wrogo nastawionych wampirów akcja nabiera tempa (choć o jakiś szczególnych emocjach czy trzymaniu w napięciu też nie ma mowy).

Powieść jest napisana prostym językiem. Podobno mierna jakość tekstu jest wynikiem fatalnego tłumaczenia ale moim zdaniem sama autorka nie ma za grosz talentu literackiego, co widać w pustych, czasem na siłę przeciąganych dialogach. Ok, ja rozumiem, że rozmowy nastolatków nie oscylują wokół ambitnych tematów ale niech ta rozmowa przynajmniej trzyma się kupy i zmierza w jakimś konkretnym celu zamiast być po prostu luźną wymianą uwag.

Mimo wszystko historia miłości tych dwojga wciąga - podczas lektury nie odkładałam znudzona książki na bok, nie zmuszałam się do czytania. Brak akcji, prosty język oraz brak pogłębionych rysów psychologicznych postaci jestem jeszcze w stanie zaakceptować ale tym, co przekreśliło tę powieść w moich oczach i zwyczajnie mnie śmieszyło to elementy rodem z Jamesa Bonda. Superszybkie, wypasione bryki i ściany w domu wampirów przesuwające się po naciśnięciu jednego guzika to już lekka przesada. A i sam Edward skaczący po drzewach jak małpa przypominał mi początkową scenę z "Quantum of solace", w której Bond ściga jakiegoś kolesia i obaj z zawrotną prędkością, w ogóle się nie męcząc, biegają jak cyrkowcy po balustradach, gzymsach i rusztowaniach. Takie połączenie Tarzana z Jamesem Bondem ;)

Całą śmieszność powyższych umiejętności Edwarda doskonale widać w filmie, mocno zresztą nieudanym. Pomijam okrojenie książkowej fabuły, bo w przypadku przenoszenia jej na ekran jest to raczej normą, ale nie mogę pojąć kto do ciężkiego diabła wybrał na castingu tak kiepskich aktorów?! A może to nie brak aktorskiego talentu, ale niemożność rozwinięcia psychologii postaci wynikającej po prostu z kiepskiego literackiego pierwowzoru i równie kiepskiej adaptacji uniemożliwiły aktorom wiarygodne przedstawienie swoich postaci?
I jeszcze jedno - kompletnie niepasujący (moim zdaniem!) aktorzy do granych przez siebie bohaterów. Wiadomo, każdy czytając książkę w jakiś tam sposób wyobraża sobie wygląd postaci. Potem, oglądając ekranizację myślimy sobie "ee, inaczej ją/go sobie wyobrażałam", jednak często przyzwyczajamy się do twarzy aktorów i w końcu akceptujemy ich w danej roli. Ja oglądając "Zmierzch" nie mogłam zaakceptować nikogo. No, prawie nikogo, powiedzmy, że Rosalie, Emmett i Esme wyglądają w filmie mniej więcej tak, jak ich sobie wyobrażałam. No i sam Edward - już się przyzwyczaiłam do wszechobecnej twarzy Roberta Pattinsona, więc czytając, miałam go przed oczami (choć piękny jak Adonis to on moim zdaniem nie jest, ale w końcu de gustibus non es disputandum, więc... ). Największy problem miałam z główną bohaterką czyli Bellą. Ta książkowa wydała mi się dziewczyną zamkniętą w sobie i trochę fajtłapowatą, ale sympatyczną i potrafiącą śmiać się z samej siebie. Filmowa Bella natomiast to wiecznie niezadowolona z życia, znudzona panna o wrednym wyrazie twarzy i wiecznie wykrzywionych ustach (których również nigdy do końca nie domyka - nie chcę być złośliwa, ale może to przez te wielkie zęby, które nie mieszczą jej się w paszczy?). Aż mi się odechciewało film oglądać jak jej twarz ukazywała się na ekranie. Resztę postaci też wyobrażałam sobie zupełnie inaczej, ale byłam w stanie je jakoś zaakceptować, na aktorkę grającą Bellę (i to bardzo, bardzo źle grającą) zwyczajnie nie mogłam patrzeć. Ale pochwalić muszę soundtrack - naprawdę udany! :)

 

Dżizas, i pomyśleć, że narzekałam na filozoficzne wywody Louisa z "Wywiadu z wampirem"... To ja już wolę czytać o tych jego wydumanych problemach egzystencjalno-moralnych niż o westchnieniach Belli do jej boskiego wampira o ciele marmurowego Adonisa i oczach w kolorze ochry palonej ;) Choć nie ukrywam, że jestem w 100% pewna, że gdybym teraz miała te 16-17 lat, to pewnie też uległabym zbiorowej histerii ;)

Na koniec pozostaje pytanie, czy sięgnę po kolejne części sagi. Raczej tak. Z ciekawości, jak dalej potoczą się losy tej pary i czy w miarę pisania styl pani Meyer uległ choć minimalnej poprawie.

Moja ocena 2/6

autor: Stephenie Meyer
tytuł: Zmierzch
tytuł oryginału: Twilight
tłumaczenie: Joanna Urban
wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
liczba stron: 416
 

Lipcowe zdobycze

Lipcowe zdobycze

A oto moje lipcowe zakupy książkowe:


Moje pierwsze zamówienie w kkkk:
Pratchett jest do kolekcji (sporo mi jeszcze brakuje) a opowiadania fantastyczne kupiłam po przeczytaniu pozytywnych recenzji.
"Skradzione dziecko" przyciągnęło mnie obietnicą baśniowości, zobaczymy jak ta magia wyjdzie w praniu ;)
A o trylogii Susanny Clarke tyle się dobrego naczytałam, że nie mogąc nigdzie w rozsądnej cenie jej zdobyć (mówię tu o powieści "Johnatan Strange i Pan Norell") połasiłam się na tom opowiadań "Damy z Grace Adieu". Mam nadzieję, że wzmogą mój apetyt na powieść ;)


Powyżej moje zdobycze z tego tygodnia: Magdę Dygat i Michała Witkowskiego wypatrzyłam w koszu taniej sieci księgarskiej "Expans", Ariel Dorfman jest z działu taniej książki z Matrasa a "Pamiętniki" Casanovy kupione w kiosku do kolekcji. :)



A ten pakiet przyleciał do mnie z podaja :) Jest konsekwencją moich zainteresowań wynikających z wykształcenia. Z literatury niemieckiej (a także szwajcarskiej i austriackiej) chętnie czytam wszystko, co mi wpadnie w ręce :) Mimo to mam jeszcze wiele braków, np. taki Stefan Zweig - aż wstyd się przyznać, że jako germanistka nic z jego dorobku nie czytałam...

Kiedy się za to wszystko wezmę - nie wiem. W najbliższym czasie planuję tylko Witkowskiego i Dygat, reszta musi poleżeć jeszcze trochę na półce ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2009-2017 Zacisze Literackie , Blogger