Stosik (pierwszo)majowy
Dawno nie chwaliłam się nowymi zdobyczami, ale też i nie było czym - czekałam aż uzbiera się większa ilość książek a te przybywają mi głównie w Światowy Dzień Książki. Zgodnie z noworoczną obietnicą staram się mniej kupować, bo już nie mam gdzie trzymać tych wszystkich książek :-/ Cieszę się jednak, gdyż powolutku udaje mi się wprowadzać w życie moje inne postanowienie a mianowicie: mniej wypożyczać z biblioteki a więcej czytać swoich książek.
Na zdjęciu książki kupione i otrzymane w ostatnich 2-3 miesiącach. Część już przeczytałam i zrecenzowałam, inne jeszcze czekają na swoją kolej.
Lem i Siesicka zakupione do kolekcji (z Siesickiej brakuje mi do kompletu już tylko jednej pozycji! :)
Mary Renault to podobno jedna z lepszych pisarek zajmujących się powieścią historyczną a że po "Heliogabalu" ten gatunek coraz bardziej mnie interesuje, to pierwszą część trylogii o Aleksandrze też musiałam mieć.
Mervyn Peake zbiera same pochwały za "Gormenghast", zresztą już samo stwierdzenie, że to "mistrz makabrycznej opowieści i wędrowiec po ciemnych otchłaniach wyobraźni" w zupełności wystarczyło, by wzbudzić moje zaciekawienie. Nie wiem tylko czy dobrze robię zaczynając trylogię od drugiej części?
"Analfabetka" to króciutka autobiograficzna opowieść, o której usłyszałam kiedyś w pewnym programie o książkach; myślę że już niebawem możecie spodziewać się recenzji.
Zaś Libera to moje wielkie odkrycie ostatnich lat i nie wyobrażam sobie nie mieć na półce najważniejszej powieści mojego życia czyli "Madame". Denerwuje mnie tylko okładka, bo bardzo nie podoba mi się pani na niej widniejąca. Czy Wy też cierpicie na taką dziwną przypadłość jaką jest chęć posiadania książki w takim wydaniu, w jakim przeczytaliście ją po raz pierwszy? Ja czytałam "Madame" w innej szacie graficznej (granatowa okładka) i niestety tak mi się ona wbiła do głowy, że teraz mam problem z oswojeniem się z najnowszym wydaniem. Kupiłam je jednak, bo okazja aby zakupić nowiuteńką książkę (na dodatek tą najważniejsza, najukochańszą, najbardziej pożądaną i wytęsknioną) z - uwaga! - 60% rabatem trafia się raz na milion, więc będę musiała jakoś przeboleć ten bordowo-szary mankament ;-) "Godot i jego cień" czyli najnowsze dzieło Libery kupiłam również po gigantycznej obniżce (za niecałe 15zł!!!). O Beckecie (tak to się odmienia?) wiem tylko tyle, że jest noblistą i napisał "Czekając na Godota" - mam nadzieję jednak, że po przeczytaniu (kiedyś... nie wiem kiedy.... rany, ile zaległych tytułów czeka na półkach...) dowiem się więcej, bo Libera był jego wielkim miłośnikiem czego dowodem ma być właśnie ta książka - historia fascynacji Bekettem i osobisty hymn pochwalny na cześć tego irlandzkiego pisarza i dramaturga.
"Woodward", "Heliogabala" i "Szklankę na pająki" już zrecenzowałam. W planach na długi majowy weekend mam nadrabianie zaległości czytelniczych i recenzenckich, więc zmykam, by dalej czytać a Was zapraszam już niebawem po najnowsze recenzje!
Na zdjęciu książki kupione i otrzymane w ostatnich 2-3 miesiącach. Część już przeczytałam i zrecenzowałam, inne jeszcze czekają na swoją kolej.
Lem i Siesicka zakupione do kolekcji (z Siesickiej brakuje mi do kompletu już tylko jednej pozycji! :)
Mary Renault to podobno jedna z lepszych pisarek zajmujących się powieścią historyczną a że po "Heliogabalu" ten gatunek coraz bardziej mnie interesuje, to pierwszą część trylogii o Aleksandrze też musiałam mieć.
Mervyn Peake zbiera same pochwały za "Gormenghast", zresztą już samo stwierdzenie, że to "mistrz makabrycznej opowieści i wędrowiec po ciemnych otchłaniach wyobraźni" w zupełności wystarczyło, by wzbudzić moje zaciekawienie. Nie wiem tylko czy dobrze robię zaczynając trylogię od drugiej części?
"Analfabetka" to króciutka autobiograficzna opowieść, o której usłyszałam kiedyś w pewnym programie o książkach; myślę że już niebawem możecie spodziewać się recenzji.
Zaś Libera to moje wielkie odkrycie ostatnich lat i nie wyobrażam sobie nie mieć na półce najważniejszej powieści mojego życia czyli "Madame". Denerwuje mnie tylko okładka, bo bardzo nie podoba mi się pani na niej widniejąca. Czy Wy też cierpicie na taką dziwną przypadłość jaką jest chęć posiadania książki w takim wydaniu, w jakim przeczytaliście ją po raz pierwszy? Ja czytałam "Madame" w innej szacie graficznej (granatowa okładka) i niestety tak mi się ona wbiła do głowy, że teraz mam problem z oswojeniem się z najnowszym wydaniem. Kupiłam je jednak, bo okazja aby zakupić nowiuteńką książkę (na dodatek tą najważniejsza, najukochańszą, najbardziej pożądaną i wytęsknioną) z - uwaga! - 60% rabatem trafia się raz na milion, więc będę musiała jakoś przeboleć ten bordowo-szary mankament ;-) "Godot i jego cień" czyli najnowsze dzieło Libery kupiłam również po gigantycznej obniżce (za niecałe 15zł!!!). O Beckecie (tak to się odmienia?) wiem tylko tyle, że jest noblistą i napisał "Czekając na Godota" - mam nadzieję jednak, że po przeczytaniu (kiedyś... nie wiem kiedy.... rany, ile zaległych tytułów czeka na półkach...) dowiem się więcej, bo Libera był jego wielkim miłośnikiem czego dowodem ma być właśnie ta książka - historia fascynacji Bekettem i osobisty hymn pochwalny na cześć tego irlandzkiego pisarza i dramaturga.
"Woodward", "Heliogabala" i "Szklankę na pająki" już zrecenzowałam. W planach na długi majowy weekend mam nadrabianie zaległości czytelniczych i recenzenckich, więc zmykam, by dalej czytać a Was zapraszam już niebawem po najnowsze recenzje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz