Carson McCullers - Serce to samotny myśliwy


Po raz pierwszy zetknęłam się z tym tytułem będąc na studiach. Już nie pamiętam dokładnie w jakich okolicznościach usłyszałam o tej książce, ważne że tytuł skutecznie mnie przyciągnął. I nie będę ukrywać, że treść nieco mnie rozczarowała, bo spodziewałam się raczej dobrze podbudowanej psychologicznie powieści miłosnej a dostałam opowieść o kilku samotnych ludziach. Jeszcze te kilka lat temu oceniłabym tę książkę na czwórkę, bo mimo wszystko całkiem przyjemnie mi się ją czytało, a teraz wróciwszy do niej w ramach wyzwania czytelniczego "Amerykańskie Południe" tak bardzo mnie wynudziła, że ledwo doczytałam ją do końca.

W swojej najsłynniejszej powieści McCullers ukazuje fragment z życia pięciu ludzi w różnym wieku, o różnych zawodach i celach życiowych. Jest jednak coś, co ich łączy - samotność.

Najważniejszym, bo stanowiącym punkt odniesienia dla innych, bohaterem jest głuchoniemy John Singer. Przez 10 lat mieszkał wspólnie ze swoim (także głuchoniemym) przyjacielem Antonapoulusem, który jednak został umieszczony w zakładzie dla psychicznie chorych, co spowodowało, że Singer opuścił ich wspólne mieszkanie i przeniósł się do pensjonatu rodziny Kellych. Singer jest człowiekiem spokojnym i zrównoważonym, nie ma innych przyjaciół oprócz Antonapoulosa, jednak najwyraźniej ma w sobie jakąś tajemniczą siłę, która przyciąga do niego ludzi. Inni osamotnieni bohaterowie lgną do niego, bo Singer ze swoim dobrodusznym spojrzeniem wydaje się rozumieć problemy i bolączki tych ludzi, o których ci opowiadają głuchoniememu. Poza tym, jako że nie mówi a więc i nie przerywa swoim rozmówcom, zapewne też ma wpływ na zaspokojenie próżności i chęci zwyczajnego wygadania się innych bohaterów a przytakując głową lub po prostu słuchając w milczeniu wysyła sygnał, że ci, którzy mówią, są zrozumiani. W rzeczywistości Singer nie rozumie ani problemów swoich "przyjaciół" ani tego, co oni w ogóle od niego chcą i w jakim celu przychodzą akurat do niego. Jego myśli zaprząta jedynie chory głuchoniemy przyjaciel, bez którego Singerowi trudno jest żyć.

Mick Kelly, której rodzina prowadzi pensjonat w mieście (i gdzie wynajmuje pokój John Singer) jest nastolatką ubierającą się jak chłopak i mimo młodego wieku palącą papierosy. Nie ma przyjaciół, na co dzień opiekuje się młodszym rodzeństwem ale spędza czas głównie w samotności rozmyślając o muzyce. Mick jest zafascynowana Mozartem i marzy o skonstruowaniu własnych skrzypiec. Nie potrafi zaprzyjaźnić się z kimś na dłużej, jej starania w tym kierunku (zorganizowanie balu dla kolegów ze szkoły) okazują się bezowocne. Z początku wydaje się, że uda jej się znaleźć nić porozumienia z nieco starszym Harrym Minowitzem, chłopcem żydowskiego pochodzenia, który opowiada jej o Hitlerze, jednak okazuje się mieć głowę zaprzątniętą zupełnie innymi problemami niż Mick.

Kolejnym bohaterem jest Biff Brannon, właściciel restauracji New York Café, gdzie Singer codziennie je obiad. Biff także wydaje się być samotny, nie potrafi porozumieć się z żoną, po wielu latach małżeństwa już nie ma między nimi tego wielkiego uczucia, co na początku a mimo to, po śmierci żony Biff czuje się jeszcze bardziej osamotniony. Najbardziej lubi spędzać czas za ladą obserwując swoich gości. Jest dosyć tajemniczą postacią, w sumie mało o nim wiemy. Podobnie jak Singer jest człowiekiem spokojnym i zdystansowanym. Jednak chciałby zbliżyć się do innych, co widzimy na przykładzie w jaki sposób myśli o Mick i Baby, małej córeczce swojej szwagierki - bardzo chciałby być ojcem dla tych dwóch dziewczynek.

Jednym z bardziej denerwujących mnie bohaterów jest Benedict Copeland, czarnoskóry lekarz próbujący uświadomić swoim pobratymcom, że ze względu na kolor ich skóry wcale nie są gorsi od białych. Nie są skazani na pracę w zawodach służących, pomywaczy, kucharzy itp., równie dobrze mogą się kształcić i osiągnąć coś w życiu. Copeland zawsze chciał, aby jego dzieci uzyskały dobre wykształcenie i pracowały potem w zaszczytnych zawodach, co się jednak z różnych powodów nie udało. Akcja powieści dzieje się w latach 30-tych XX wieku, kiedy to nie wszyscy biali chcieli jeszcze przyjąć do wiadomości, że czasy niewolnictwa dawno minęły i wszyscy ludzie bez względu na kolor skóry powinni mieć równe prawa. Widać to w scenie, w której dr Copeland przychodzi do sądu, by porozmawiać z białym sędzią a jeden ze strażników o rasistowskich poglądach najpierw wyśmiewa doktora a potem boleśnie go bije i wtrąca do więzienia za to, że jako 'czarnuch' poważył się pojawić w miejscu zarezerwowanym wyłącznie dla białych. Copeland jest wykształconym człowiekiem, nie mówi prostym językiem jak jego dzieci czy inni czarnoskórzy, mówi powoli i rozmyślnie stara się dobierać odpowiednie słowa. Jest inny niż reszta czarnoskórych mieszkańców i czuje się przez to wyalienowany, nawet jego własna rodzina nie ma ochoty utrzymywać z nim częstych kontaktów, gdyż wie, że każde spotkanie skończy się kłótnią bądź krytyką ich życiowych wyborów przez doktora.

Jednak najbardziej antypatyczną postacią jest według mnie Jake Blount, człowiek znikąd, który przybywa pewnego dnia do miasta i usiłuje uświadamiać klasę robotniczą poprzez wygłaszanie marksistowskich poglądów. Jest człowiekiem butnym, porywczym a jednocześnie ma bardzo niskie poczucie własnej wartości i ciągle ma wrażenie, że wszyscy wokoło się z niego śmieją. Większość czasu spędza w restauracji Biffa Brannona, gdzie siedzi przy stoliku razem z Singerem, tłumaczy mu swój plan rewolucji socjalistycznej i upija się niemalże do nieprzytomności. Jest skłonny do wszczynania bójek i nie raz odniosłam wrażenie, że jest niezrównoważony psychicznie.

Każda z tych postaci jest samotna i z różnych względów nie potrafi w pełni nawiązać kontaktu z innymi, gdyż za bardzo różni się w swoich poglądach, ambicjach, planach itp. od innych ludzi. Jednak każda z tych postaci stara się mimo wszystko ten kontakt nawiązać, głównie z Johnem Singerem, który wydaje się rozumieć wszystkich dookoła. Człowiek nie jest stworzony do samotności i zawsze będzie dążył do znalezienia kogoś, komu mógłby się zwierzyć ze swoich problemów i marzeń czy planów. Dlatego też wszyscy lgną do Singera, do którego mają niemalże boski stosunek - głuchoniemy wydaje im się być człowiekiem o niezwykłej mądrości, który zna odpowiedzi na wszelkie dręczące ich pytania.

Carson McCullers


Czemu mnie ta powieść tak wymęczyła? Po pierwsze praktycznie żaden z bohaterów nie wzbudził mojej sympatii. O ile Mick, Biff czy Singer są postaciami, co do których miałam stosunek obojętny, o tyle Jake'a Blounta i dr Copelanda nie mogłam znieść. Obaj antypatyczni, zadufani w sobie i myślący głównie o zaspokojeniu własnej potrzeby bycia wysłuchanym i zrozumianym (pomimo wyznawania poglądów służących dobru ogółu), przesadnie dumni, zachowujący się czasem jak psychicznie chorzy (Jake). Wcale nie było mi żal doktora Copelanda podczas sceny w sądzie (mimo iż to, co mu się przytrafiło było ewidentnie niesprawiedliwe) a kiedy Jake pod koniec powieści ucieka przed policją po bójce w wesołym miasteczku, miałam ochotę by go złapali.

Nie spodobał mi się też sposób, w jaki McCullers ukazała miejsce akcji. Jedyne, co wiemy, to to że akcja dzieje się w jakimś mieście na południu Stanów Zjednoczonych w latach 30-tych XX wieku. O mieście nie wiemy nic - czy jest duże czy małe, nie znamy nawet okolicy, w której mieszkają nasi bohaterowie. Lubię widzieć oczami wyobraźni teren, na którym rozgrywa się akcja, choćby miał on być ograniczony do dwóch ulic, jak np. w "Zabić drozda" Harper Lee. Tam wiedziałam dokładnie jak wygląda każdy dom w sąsiedztwie, tutaj miałam nikłe wyobrażenie o tym, co jest dookoła. Czytając o tym, jak bohaterowie przemieszczają się po mieście widziałam przed sobą jedynie asfaltową ulicę, wzdłuż której stoją kwadraty w bliżej nieokreślonym kolorze czyli domy. Dla mnie to stanowczo za mało.

Sama akcja powieści i problemy głównych bohaterów nie wzbudziły mojego zainteresowania.
Na plus zaliczam jednak dobrze zarysowane sylwetki bohaterów oraz ukazanie różnych rodzajów samotności. Carson McCullers napisała tę powieść w wieku 23 lat! Aż trudno uwierzyć, że w tak młodym wieku poczyniła już tak wnikliwe obserwacje i potrafiła odpowiednio przelać je na papier.

Moja ocena: 3/6

autor: Carson McCullers
tytuł: Serce to samotny myśliwy
tytuł oryginału: The heart is a lonely hunter 
tłumaczenie: Jadwiga Olędzka
wydawnictwo: Albatros 
liczba stron: 344

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2009-2017 Zacisze Literackie , Blogger