Opowiadania z Nowej Fantastyki nr 2/2010
Choć lutowy numer "Nowej Fantastyki" poświęcony jest w głównej mierze fantastyce niemieckiej, znalazły się w niej trzy opowiadania polskich autorów.
Pierwsze z nich to "Siedem butelek perfum" Joanny Skalskiej, które niestety mocno rozczarowuje. Podobnie jak w przypadku "Mistrza porad", opowiadania Sebastiana Imielskiego z poprzedniego numeru, nie mamy tu do czynienia z fantastyką sensu stricte, tak właściwie to nie dostrzegam tu żadnych tego typu elementów. Chyba że uznać opisaną tu wizję postapokaliptyczną za takowy. Rzecz dzieje się w niewielkim, 60-tysięcznym miasteczku gdzieś w Polsce. Normalne życie mieszkańców zakłóca nagły wybuch zarazy - trudnej do zidentyfikowania choroby, wobec której lekarze są bezradni. Wokół miasta zostaje zbudowany wysoki mur zakończony drutem kolczastym, aby nikt z objętego kwarantanną rejonu nie wydostał się na zewnątrz. Na kolejnych stronach czytamy o coraz większej liczbie zgonów aż w końcu w całym miasteczku pozostaje garstka niezarażonych mieszkańców, którzy - aby przeżyć - muszą jak ludzie pierwotni walczyć o pożywienie i bronić swojego rewiru. Wszystko byłoby ładnie i piękne, gdyby nie całe multum absolutnie nielogicznych i niewiarygodnych elementów w konstrukcji świata przedstawionego. Helikoptery z "zewnątrz" zrzucają paczki z żywnością ot tak, gdzie popadnie a ludzie muszą o nie walczyć (teraz sobie wyobraźcie 5 tys. ludzi koczujących w jednym miejscu na taki zrzut - paranoja), mimo dużej umieralności na chorobę wywołującą owrzodzenie ciała w mieście nie ma żadnych szczurów czy insektów, które w normalnych warunkach zaraz by się przy takim gnijącym trupie pojawiły, szkoły i uczelnie normalnie funkcjonują a studenci są wręcz przeciwni rezygnacji z zajęć (taaa, już to widzę ;)). Takich przykładów jest jeszcze więcej a opowiadanie nie jest długie. No i tytuł - wzięty chyba z księżyca. Owszem, fraza ta pojawia się w pewnym momencie, kiedy bohater cytuje słowa pewnej piosenki ale co z tego, skoro ma ona niewiele wspólnego z treścią?
Kolejne opowiadanie "Pantomima starego niedołęgi" Jakuba Małeckiego także rozczarowuje i to niestety jeszcze bardziej niż proza Skalskiej. Mamy tu do czynienia z króciutkim opisem lęku pewnego starca przed śmiercią a właściwie przed dwoma osiedlowymi huliganami, z których to rąk ta śmierć ma nastąpić jako zemsta za haniebny czyn starca w przeszłości. Opowiadanie ma niewiele wspólnego z fantastyką i jest nudne jak flaki z olejem.
Zdecydowanie najlepszym opowiadaniem polskim w tym numerze jest "Ryza" Przemysława Gula. Krótko rzecz biorąc to historia udręki pewnego pisarza, który stracił wenę. Podoba mi się zarówno pomysł na połączenie świata literackiego z malarskim (autor jest z wykształcenia plastykiem/grafikiem) jak i język - żywy, soczysty, miejscami bardzo dowcipny. Czyta się to wyśmienicie, mimo iż mniej więcej od połowy można się domyśleć jak skończy się ta historia. Opowiadanie to zajęło trzecie miejsce w konkursie literackim Nowej Fantastyki.
Prozę niemiecką otwiera opowiadanie "Noware", w którym Uwe Post, z zawodu fizyk astronom i programista przedstawia postapokaliptyczną wizję Niemiec po zamachach terrorytycznych, w wyniku których nigdzie nie ma prądu, zerwane są także wszystkie linie telefoniczne, nie działa nic, co jest zależne od systemów komputerowych. "Noware" jest neologizmem stworzonym na bazie słów softare i hardware - kiedy upada system informatyczny sterujący całym państwem, upada także i społeczeństwo, nie ma już nic. Post ukazuje jak bardzo człowiek współczesny jest uzależniony od komputerów i jak łatwo można oddziałaywać na ludzi poprzez symulację komputerową. Wskazuje także na zagrożenia płynące z zasobów informatycznych. Opowiadanie to było nominowane w 2009r do Niemieckiej Nagrody Science-Fiction (Deutscher Science-Fiction Preis). Dla mnie - nic ciekawego.
Ciężko mi natomiast powiedzieć cokolwiek o "Paperdoll" Franka Hebbena. Trudno to w ogóle nazwać opowiadaniem, gdyż moim zdaniem to zaledwie dwustronicowa scenka rodzajowa o tym, jak gumowa sex-lalka ratuje życie pewnemu mężczyźnie w pożarze. Nawet ciężko wyłapać tu elemeny fantastyczne.
Ostatnim opowiadaniem w numerze lutowym jest "Interes jak każdy inny" Heidrun Jänchen. Główny bohater, Sigo, pracuje dla pewnej tajemniczej firmy, zawierającej kontrakt z innmi ludźmi polegający na kupowaniu ich ciał a po ich śmierci oddawaniu ich potrzebującym klientom. Czyta się to opowiadanie z pewną dozą niepokoju, gdyż opisywane w nim wydarzenia wcale nie są nierealne i niebezpiecznie ocierają się o to, co możemy już dziś usłyszeć w wiadomościach. To także opis walki człowieka zarabiającego poniżej średniej krajowej i zmuszonego walczyć o byt swój i uczącej się jeszcze córki, której opłaty za studia pożerają połowę zarobków ojca. Koniec tej historii jest do przewidzenia, ale czyta się to mimo wszystko z przyjemnością. W 2008r. Heidrun Jänchen została uhonorowana za "Interes jak każdy inny" nagrodą Kurda Laßwitza (Kurd-Laßwitz-Preis).
Pierwsze z nich to "Siedem butelek perfum" Joanny Skalskiej, które niestety mocno rozczarowuje. Podobnie jak w przypadku "Mistrza porad", opowiadania Sebastiana Imielskiego z poprzedniego numeru, nie mamy tu do czynienia z fantastyką sensu stricte, tak właściwie to nie dostrzegam tu żadnych tego typu elementów. Chyba że uznać opisaną tu wizję postapokaliptyczną za takowy. Rzecz dzieje się w niewielkim, 60-tysięcznym miasteczku gdzieś w Polsce. Normalne życie mieszkańców zakłóca nagły wybuch zarazy - trudnej do zidentyfikowania choroby, wobec której lekarze są bezradni. Wokół miasta zostaje zbudowany wysoki mur zakończony drutem kolczastym, aby nikt z objętego kwarantanną rejonu nie wydostał się na zewnątrz. Na kolejnych stronach czytamy o coraz większej liczbie zgonów aż w końcu w całym miasteczku pozostaje garstka niezarażonych mieszkańców, którzy - aby przeżyć - muszą jak ludzie pierwotni walczyć o pożywienie i bronić swojego rewiru. Wszystko byłoby ładnie i piękne, gdyby nie całe multum absolutnie nielogicznych i niewiarygodnych elementów w konstrukcji świata przedstawionego. Helikoptery z "zewnątrz" zrzucają paczki z żywnością ot tak, gdzie popadnie a ludzie muszą o nie walczyć (teraz sobie wyobraźcie 5 tys. ludzi koczujących w jednym miejscu na taki zrzut - paranoja), mimo dużej umieralności na chorobę wywołującą owrzodzenie ciała w mieście nie ma żadnych szczurów czy insektów, które w normalnych warunkach zaraz by się przy takim gnijącym trupie pojawiły, szkoły i uczelnie normalnie funkcjonują a studenci są wręcz przeciwni rezygnacji z zajęć (taaa, już to widzę ;)). Takich przykładów jest jeszcze więcej a opowiadanie nie jest długie. No i tytuł - wzięty chyba z księżyca. Owszem, fraza ta pojawia się w pewnym momencie, kiedy bohater cytuje słowa pewnej piosenki ale co z tego, skoro ma ona niewiele wspólnego z treścią?
Kolejne opowiadanie "Pantomima starego niedołęgi" Jakuba Małeckiego także rozczarowuje i to niestety jeszcze bardziej niż proza Skalskiej. Mamy tu do czynienia z króciutkim opisem lęku pewnego starca przed śmiercią a właściwie przed dwoma osiedlowymi huliganami, z których to rąk ta śmierć ma nastąpić jako zemsta za haniebny czyn starca w przeszłości. Opowiadanie ma niewiele wspólnego z fantastyką i jest nudne jak flaki z olejem.
Zdecydowanie najlepszym opowiadaniem polskim w tym numerze jest "Ryza" Przemysława Gula. Krótko rzecz biorąc to historia udręki pewnego pisarza, który stracił wenę. Podoba mi się zarówno pomysł na połączenie świata literackiego z malarskim (autor jest z wykształcenia plastykiem/grafikiem) jak i język - żywy, soczysty, miejscami bardzo dowcipny. Czyta się to wyśmienicie, mimo iż mniej więcej od połowy można się domyśleć jak skończy się ta historia. Opowiadanie to zajęło trzecie miejsce w konkursie literackim Nowej Fantastyki.
Prozę niemiecką otwiera opowiadanie "Noware", w którym Uwe Post, z zawodu fizyk astronom i programista przedstawia postapokaliptyczną wizję Niemiec po zamachach terrorytycznych, w wyniku których nigdzie nie ma prądu, zerwane są także wszystkie linie telefoniczne, nie działa nic, co jest zależne od systemów komputerowych. "Noware" jest neologizmem stworzonym na bazie słów softare i hardware - kiedy upada system informatyczny sterujący całym państwem, upada także i społeczeństwo, nie ma już nic. Post ukazuje jak bardzo człowiek współczesny jest uzależniony od komputerów i jak łatwo można oddziałaywać na ludzi poprzez symulację komputerową. Wskazuje także na zagrożenia płynące z zasobów informatycznych. Opowiadanie to było nominowane w 2009r do Niemieckiej Nagrody Science-Fiction (Deutscher Science-Fiction Preis). Dla mnie - nic ciekawego.
Ciężko mi natomiast powiedzieć cokolwiek o "Paperdoll" Franka Hebbena. Trudno to w ogóle nazwać opowiadaniem, gdyż moim zdaniem to zaledwie dwustronicowa scenka rodzajowa o tym, jak gumowa sex-lalka ratuje życie pewnemu mężczyźnie w pożarze. Nawet ciężko wyłapać tu elemeny fantastyczne.
Ostatnim opowiadaniem w numerze lutowym jest "Interes jak każdy inny" Heidrun Jänchen. Główny bohater, Sigo, pracuje dla pewnej tajemniczej firmy, zawierającej kontrakt z innmi ludźmi polegający na kupowaniu ich ciał a po ich śmierci oddawaniu ich potrzebującym klientom. Czyta się to opowiadanie z pewną dozą niepokoju, gdyż opisywane w nim wydarzenia wcale nie są nierealne i niebezpiecznie ocierają się o to, co możemy już dziś usłyszeć w wiadomościach. To także opis walki człowieka zarabiającego poniżej średniej krajowej i zmuszonego walczyć o byt swój i uczącej się jeszcze córki, której opłaty za studia pożerają połowę zarobków ojca. Koniec tej historii jest do przewidzenia, ale czyta się to mimo wszystko z przyjemnością. W 2008r. Heidrun Jänchen została uhonorowana za "Interes jak każdy inny" nagrodą Kurda Laßwitza (Kurd-Laßwitz-Preis).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz