Mistrzowie nie umierają - "Nine - Dziewięć"


Miałam na tym blogu pisać tylko o książkach i wydarzeniach związanych z literaturą, ale jestem świeżo po obejrzeniu filmu "Nine - Dziewięć", który wywołał we mnie lawinę emocji i chciałabym się z Wami podzielić moimi wrażeniami.

Jeżeli jeszcze go nie widzieliście, bo uważacie, że z filmu z obsadą z samych gwiazd i gwiazdek Hollywoodu o ponętnych ciałkach niekoniecznie musi wyniknąć coś dobrego (a już na pewno nic głębokiego) a fakt, że twórcy filmu inspirowali się słynnym "Osiem i pół" Federica Felliniego, jednego z najwybitniejszych reżyserów wszech czasów skłania Was ku opinii, że na pewno wyjdzie z tego wielki gniot, to jesteście w błędzie.
Ostatni raz tak bardzo dałam się porwać emocjom oglądając "Upiora w operze" w reż. Joela Schumachera. Jestem osobą mocno reagującą na muzykę połączoną z odpowiednim obrazem, ale niestety rzadko kiedy coś oddziałuje na mnie tak silnie, bo albo muzyka nie taka albo obraz mi nie pasuje. W przypadku "Nine" chłonęłam nie tylko dźwięki i obrazy ale przede wszystkim opowiedzianą w nim historię Guido - włoskiego reżysera (w tej roli bardzo, bardzo dobry Daniel Day-Lewis), który popadł w niemoc twórczą i nie potrafi stworzyć nowego, oczekiwanego przez wszystkich filmu. I podobnie jak jego imiennik w arcydziele Felliniego, otaczają go kobiety jego życia - matka, przyjaciółka, kochanka, muza, żona... A całość prowadzi do wielkiego finału (z bardzo symboliczną i bardzo wzruszającą ostatnią sceną) - manifestacji nie tyle triumfu życia co wielkości człowieka.

Myślę, że wielbiciele filmów Felliniego będą i tą produkcją zachwyceni i nie stwierdzą z niesmakiem, że to profanacja arcydzieł mistrza. Ja wyraźnie czułam tam ducha nieżyjącego włoskiego reżysera i jestem zdania, że Rob Marshall kręcąc "Nine" inspirował się nie tylko "Osiem i pół" ale całą twórczością Felliniego i chciał poprzez swój obraz oddać hołd wielkiemu człowiekowi kina. Ale nie tylko jemu - bo "Nine" to też wielki hymn na cześć kobiet, kobiet wcielających się w życiu w różne role - wyrozumiałej matki, ognistej kochanki, wiernej żony, eterycznej muzy czy służącej dobrą radą przyjaciółki. Kobiet, bez których mężczyzna byłby nikim.

Jest to film wywołujący skrajne emocje - od śmiechu i radosnej euforii po zadumę i wzruszenie. Większość aktorów mówi po angielsku z mocnym włoskim akcentem, co sprawiało, że z mojej twarzy nie znikał ironiczny uśmieszek - mój szef jest Włochem, więc znam dobrze zarówno akcent jak i tą pokręconą włoską mentalność ;-). Zresztą zamierzam mu ten film polecić, bo zawiera receptę na wszystkie jego problemy - "lie for Italia!" (co mój szef zresztą już od dawna praktykuje... ;-))
Natomiast niezwykle wzruszają sceny ze zmarłą matką Guida (w tej roli Sophia Loren), w szczególności scena, w której Guido załamuje się i na wpół zgięty płacze i mówi do matki (której postać wyobraża sobie przed sobą), że już nie wie co ma robić.

Bardzo ale to bardzo podobało mi się idealne dopasowanie piosenek i tła/obrazu/choreografii do charakteru i roli poszczególnych kobiet. Żona Luisa (Marion Cotillard) śpiewa dramatyczny utwór o niekochanej, zdradzanej żonie, która kiedyś miała głowę pełną marzeń a teraz zgorzkniała czekając na wiecznie nieobecnego i zajętego własnymi myślami męża. Kochanka Carla (Penelope Cruz) prezentuje się w mocno erotycznym utworze skierowanym do obiektu swej miłości, muza Claudia (Nicole Kidman) wyśpiewuje Guido swe smutne wyznanie w jakże symbolicznej scenie przy fontannie (kto oglądał "La dolce vita" wie o co chodzi), prostytutka Saraghina (Fergie) kusi nas w ognistym utworze na wzór cygański, dziennikarka Vogue'a Stephanie (Kate Hudson) porywa w radosnej piosence o Guido i cinema italiano (cały czas chodzi mi ten utwór po głowie) wyśpiewanej jak przystało na pracownicę działu mody na wybiegu dla modelek a przyjaciółka Liliane (Judy Dench) pokazuje w zabawnej rewiowej piosence, że warto zawsze czerpać radość z życia i poprzez swą pracę uszczęśliwiać innych. Muzyka jest naprawdę świetna. Akurat traf chciał, że po wyjściu z kina skierowałam swe kroki do Empiku, by coś tam zakupić a podchodząc już do kasy zauważyłam na blacie wśród innych produktów z oferty specjalnej soundtrack z "Nine"! Nie mogłam nie kupić!

Zachęcam Was do wybrania się do kin. Naprawdę warto.


tytuł: Nine - Dziewięć
reżyseria: Rob Marshall
scenariusz: Anthony Minghella, Michael Tolkin
gatunek: Dramat, Musical
produkcja: USA, Włochy
premiera: 22 stycznia 2010 (Polska), 3 grudnia 2009 (świat) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2009-2017 Zacisze Literackie , Blogger