Susan Minot - Wieczór


No cóż... długo się zabierałam za tę recenzję, bo szczerze powiedziawszy nie bardzo wiem, co mam o tej książce myśleć a co za tym idzie - co o niej napisać. Odstała swoje na półce (a raczej odleżała na wielkim stosie na podłodze) i kiedy wreszcie doczekała się moich zachłannie sięgających po nią dłoni, po przeczytaniu kilkunastu stron okazało się, że nadal będzie leżeć na stosie, tym razem jednak przy łóżku, wśród książek, które aktualnie podczytuję. Dlaczego? Bo czytając ją albo ziewałam z nudów albo irytowałam się z powodu głupiutkiej bohaterki.

Nie ukrywam, że czytałam recenzje tej powieści na innych blogach a także wypowiedzi na jej temat na forum - w 99% są jak najbardziej pozytywne. Byłam więc nieco zaskoczona i rozczarowana dostając do rąk nie to, czego się spodziewałam.

Jest to powieść ukazująca ostatnie dni życia chorej na raka Ann Lord, która ze spokojem czekając na śmierć wspomina swą największą miłość z lat młodości. Będąc dwudziestoparoletnią dziewczyną poznała na ślubie swojej przyjaciółki tajemniczego Harrisa Ardena, w którym natychmiast, nieomal ślepo jak nastolatka, się zakochała. Ich romans trwał zaledwie kilka dni i skończył się wraz z odjazdem gości weselnych, ale w pamięci Ann już na zawsze pozostały wspólnie spędzone wtedy chwile.

Opis fabuły wydaje się być ciekawy (szczególnie jeśli ktoś ma ochotę na powieść o niekoniecznie szczęśliwej miłości - a ja taką ochotę miałam). W czym więc tkwi problem? Ano w głównej mierze w tym, że wielbiony kochanek wcale na tę miłość i uwielbienie nie zasługiwał. Do szału doprowadzały mnie opisy wpatrzonej w Harrisa jak w obrazek Ann, która ślepa i głucha na wszystko jak po raz pierwszy zakochana nastolatka wzdychała do swego półboga, patrzącego na zakochaną w nim dziewczynę przez pryzmat swych popędów seksualnych i najzwyczajniej w świecie wykorzystującego sytuację. Arden doskonale zdawał sobie sprawę z wrażenia, jakie robi na kobietach a skoro znalazła się chętna na igraszki we dwoje, to czemu nie skorzystać z okazji? Ani przez moment nie wierzyłam w zapewnienia Harrisa o miłości do Ann i dziwiłam się, że ona - mająca już przecież kilka związków za sobą - dała się tak zaślepić.

Ale nie tylko kwestia naiwności głównej bohaterki przeszkadzała mi w czerpaniu przyjemności z lektury. Jest w niej zbyt dużo bohaterów, którzy pałętają się gdzieś między rozdziałami ale z ich obecności (poza zamieszaniem w głowie czytelnika) nic nie wynika. Mylili mi się goście weselni oraz (dorosłe już) dzieci chorej Ann, które zjechały do domu matki, by czuwać przy niej w ostatnich chwilach jej życia. Nic nie zapamiętałam z ich rozmów, poza ogólnym wrażeniem, że nie wiedzą w jaki sposób traktować matkę majaczącą w chorobie. Goście weselni przebiegają mi przed oczami jak kolorowe kukiełki na karuzeli, tworzą jedną barwną całość, nie pamiętam ani ich imion ani sytuacji związanych z poszczególnymi osobami.

Mocno irytowała mnie też pewna maniera pani Minot w sposobie narracji. Uwielbiam książki, w których mamy do czynienia z dwoma płaszczyznami czasowymi - ale lubię kiedy one bezboleśnie się przeplatają, kiedy czytelnik niekiedy sam musi się domyślić, czy akcja w danym momencie dzieje się w teraźniejszości czy np. w przeszłości. Tutaj autorka dosłownie za każdym razem, kiedy zmienia perspektywę czasową, nachalnie informuje o tym czytelnika już w pierwszym zdaniu, dodając, że to powiedziała Ann Grant (czyli młoda, niezamężna Ann) a to Ann Lord (czyli schorowana i czekająca na śmierć, 65-letnia Ann). Nie lubię kiedy czytelnik traktowany jest jak idiota, który nie potrafi się sam domyślić w jakiej płaszczyźnie czasowej się właśnie znajduje, tym bardziej że w "Wieczorze" każda taka zmiana rozpoczyna się nowym akapitem.

A jednak mimo wszystko - ku własnemu zaskoczeniu - miło tę powieść wspominam. Bo oczywiście ma ona też swoje plusy. Podobały mi się zmiany nastroju wywołane odmienną narracją przy zmianach płaszczyzn czasowych; szczególnie mam tu na myśli półsenne, jakby impresjonistyczne opisy postrzegania rzeczywistości przez umierającą Ann, dla której np. biała pościel układa się w żagle łodzi lub spienione fale, wywołując wspomnienia z przeszłości. Nie ukrywam, że i osadzenie akcji z przeszłości w połowie lat 50-tych miało dla mnie, miłośniczki tamtej epoki, dużo uroku i czaru. A i po początkowych trudnościach z lekturą, drugą połowę książki przeczytałam już z większą przyjemnością a co za tym idzie - także znacznie szybciej.

Widziałam także film na podstawie powieści - oceniam go jako średni. W kilku kwestiach sporo różni się od książki, którą jednak uważam za bardziej interesującą.

Nie mogłam się zdecydować, jaką ocenę mam wystawić powieści Susan Minot. Ta czwórka jest ciut zawyżona, ale 3,5 z kolei wydało mi się oceną zbyt niską, więc niech będzie 4 :)

Moja ocena: 4/6

autor: Susan Minot
tytuł: Wieczór
tytuł oryginału: Evening
tłumaczenie: Ewa Świerżewska
wydawnictwo: Świat Ksiązki 
liczba stron: 272


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2009-2017 Zacisze Literackie , Blogger