David Allen "Getting Things Done czyli sztuka bezstresowej efektywności" (audiobook)

David Allen "Getting Things Done czyli sztuka bezstresowej efektywności" (audiobook)


Mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tej książki.

Jestem osobą myślącą, nie boję się używać szarych komórek. Większość problemów jakie napotykam w życiu zawodowym staram się rozwiązywać samodzielnie a tam, gdzie jest to możliwe szukam dodatkowo sposobów na ułatwienie sobie wykonywania pewnych zadań (zwłaszcza jeśli są powtarzalne). Dlatego też zdecydowana większość porad pana Allena nie stanowiła dla mnie nowości ani odkryć na miarę Ameryki -  część z nich stosuję od dawna i nie potrzebowałam żadnego poradnika aby wpaść na dany pomysł.

Podczas słuchania o metodzie GTD zastanawiałam się w głównej mierze do kogo adresowana jest ta książka, bo odniosłam dziwne wrażenie, że do ludzi nie potrafiących (albo po prostu nie chcących) myśleć. Według Allena jego poradnik skierowany jest do menedżerów wysokiego szczebla i powiem szczerze, że współczuję firmom, które zatrudniają menedżerów potrzebujących tego rodzaju lektury.

Od daty premiery "Getting Things Done" minęło kilkanaście lat a to w dzisiejszym zdigitalizowanym świecie bardzo długi okres czasu. Nie da się ukryć, że niektóre porady Allena trącą myszką.
Poza tym czy ludzie naprawdę nie wiedzą do czego służą teczki i segregatory i czy trzeba przedstawiać im szczegółową listę artykułów biurowych, w które powinni się zapatrzyć aby sprawnie realizować się w tzw. pracach biurowych?

Wydaje mi się, że Allen niekiedy za bardzo skupia się na rozdrabnianiu pewnych zadań na poszczególne etapy zamiast po prostu wykonać dane zadanie. Jest w książce podany taki jeden kompletnie absurdalny dla mnie przykład umawiania się z klientem an obiad. Allen radzi jak rozpisać to zadanie na kilkanaście etapów (!) co w efekcie trwa trzy razy dłużej niż zwyczajne podniesienie słuchawki i po prostu wykonanie tego telefonu.

Irytował mnie także użyty w książce język. Mówiąc o rzeczach prostych i nieskomplikowanych autor używa obco brzmiących sformułowań i naukowych terminów, zapewne chcąc w ten sposób nadać swojej wypowiedzi powagi i kompetencji, jednak w moim odczuciu brzmi po prostu śmiesznie.

Wiem, że jest to bardzo popularna pozycja, wiele osób zachwyca się metodą GTD. Jeżeli okazuje się pomocna - to super. W moim przypadku publikacja ta nie wniosła niczego nowego do mojego zawodowego życia i przyznam, że zupełnie nie rozumiem jej fenomenu.

Moja ocena: 1/6

autor: David Allen 
tytuł: Getting Things Done czyli sztuka bezstresowej efektywności
czyta: Marcin Fugiel
wydawnictwo: Onepress
czas nagrania: 10godz 16min

Marie Kondo - Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce

Marie Kondo - Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce


Odnoszę wrażenie, że kontynuacja słynnego na całym świecie bestsellera o sprzątaniu to nic innego jak odcinanie kuponów od sukcesu części pierwszej. Tak właściwie cała treść "Tokimeki" to powtórka z rozrywki wzbogacona zapełniaczami stron w postaci rysunków.

Książka podzielona jest na trzy części: w pierwszej ("Mistrzowskie rady KonMarie") mamy do czynienia ze streszczeniem filozofii sprzątania przedstawionej w poprzednim poradniku. Część druga ("Encyklopedia sprzątania") to zbiór rad i wskazówek dotyczących porządkowania konkretnych grup rzeczy (czyli znowu powtórka z rozrywki plus całe mnóstwo rysunków jak składać poszczególne części garderoby. Swoją drogą - czy tylko ja uważam, że ubrania składane według rad KonMarie wyglądają potem jak wyciągnięte psu z gardła?). Przyznaję, że tę część głównie przebiegałam wzrokiem. Ostatnia część ("Magia zmieniająca życie") traktuje o powiązaniach pomiędzy sprzątaniem a naszym życiem osobistym czy zawodowym. To taka bardziej filozoficzno-psychologiczna część, chyba najciekawsza w całej książce.

'Tokimeki' w języku japońskim oznacza coś, co daje radość. Autorka poradnika opiera swoją filozofię sprzątania na pytaniach czy dana rzecz wywołuje w nas pozytywne uczucia, jednak momentami tak zapędza się w argumentach za wyrzuceniem połowy dobytku, jakby zupełnie zapominała, że przecież istnieją rzeczy, które niekoniecznie sprawiają nam radość ale są jednak przydatne (po co ci młotek skoro możesz wbijać gwoździe żeliwną patelnią - mój ulubiony przykład, totalnie rozłożył mnie na łopatki). Rozumiem ideę minimalizmu polegającą na posiadaniu niewielkiej ilości sprzętów (sama mam np. jeden duży wazon na kwiaty a w roli mniejszego doskonale sprawdza się zwykły słoik owinięty ozdobną szarfą, rafią czy jakimś kawałkiem materiału) ale namawianie mnie do bezmyślnego pozbywania się wszystkiego jak leci wcale mnie nie bawi.

Jednego nie można tej książce odmówić - ona naprawdę wywołuje dziką chęć sprzątania. Podobnie jak w przypadku "Magii sprzątania" należy tylko pamiętać aby rady KonMarie wprowadzać w życie z głową.  

Moja ocena: 3/6

autor: Marie Kondo 
tytuł: Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce
tytuł oryginału: Spark Joy
tłumaczenie: Magdalena Macińska
wydawnictwo: Muza S.A.
liczba stron: 301
Robert Seethaler - Całe życie (Ein ganzes Leben)

Robert Seethaler - Całe życie (Ein ganzes Leben)



Nie będę owijać w bawełnę i od razu napiszę, że wychwalana w blogosferze (i nie tylko!) powieść austriackiego pisarza, scenarzysty i aktora Roberta Seethalera nie zrobiła na mnie tak piorunującego wrażenia, jakiego spodziewałam się przeczytawszy te wszystkie zachwyty dookoła. Nie twierdzę jednak, że jest kiepska - bo nie jest. To po prostu powolna i bardzo spokojna opowieść o życiu pewnego przeciętnego i prostego człowieka, jego pokorze wobec natury i wobec życia samego w sobie. Myślę, że sukces wydawniczy tej powieści jest związany z wszechobecną modą na powrót do natury, życie w rytmie slow i cieszenie się tym, co tu i teraz.
Tłem dla opowieści o życiu Andreasa Eggera są burzliwe losy świata w XX wieku oraz cywilizacyjny rozwój alpejskiej doliny, w której mieszka bohater. Wydarzenia historyczne są nierozerwalnie związane z życiem w małej alpejskiej wiosce, nadają kierunek do rozwoju i odciskają piętno na jej mieszkańcach.
To powieść bardzo oszczędna w słowach, trzymająca emocje na uwięzi. Seethaler jest tak samo powściągliwy w opisywaniu tragedii jak i chwil szczęścia. Czytałam tę powieść w oryginale i uważam, że melodia języka niemieckiego wspaniale współgra z surowością narracji, z klimatem tej opowieści. Czytelnikom znającym dobrze język niemiecki polecam sięgnięcie po oryginał.

Moja ocena: 4/6

autor: Robert Seethaler
tytuł: Całe życie
tytuł oryginału: Ein ganzes Leben 
tłumaczenie: Ewa Kochanowska
wydawnictwo: Otwarte
liczba stron:184

autor: Robert Seethaler
tytuł: Ein ganzes Leben
wydawnictwo: Goldmann Verlag
liczba stron:192
Kathy Page - Paradise and elsewhere

Kathy Page - Paradise and elsewhere



Jako że maj ustanowiony został jako 'international short story month' postanowiłam przeczytać choć jeden tom zawierający krótką formę literacką. Mój wybór padł na zbiór autorstwa Kathy Page, który mignął mi niedawno w internecie i z opisu wydał się wart zainteresowania.

Tematyka wokół której krąży Page to przede wszystkim inność i poczucie wyobcowania. Autorka wrzuca swoich bohaterów w nieznane im środowisko i jak laborantka obserwuje pod mikroskopem ich reakcje, zachowania, odczucia. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki napisane są te opowiadania. Czytelnik ma wrażenie, że stoi gdzieś w ukryciu i z niezdrową wręcz fascynacją podgląda bohaterów w danej sytuacji. Opowiadania są bardzo klimatyczne, mroczne, niepokojące, cały czas wyraźnie można wyczuć czające się w powietrzu niebezpieczeństwo czy tragedię a to jeszcze bardziej podsyca w czytającym chęć dalszej lektury. "I like to look" mówi protagonistka jednego z opowiadań i to samo można powiedzieć o czytelniku tego zbioru - zafascynowanym tym, co widzi stojąc gdzieś z boku i niemogącym przestać 'patrzeć'.

Zbiór zawiera 14 opowiadań i jest w mojej opinii dosyć nierówny. Nie wszystkie historie mnie porwały, nie wszystkie do końca zrozumiałam, jest kilka, w których nie mogłam dopatrzeć się celu ani głębszego sensu ale znalazło się także parę perełek. Do moich faworytów należą zwłaszcza: "The Ancient Siddanese" oraz "Low Tide". Pierwsze, opisujące historię powstania pewnego starożytnego miasta, zafascynowało mnie do tego stopnia, że po jego skończeniu zaczęłam przeszukiwać internet w poszukiwaniu informacji na ten temat. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, ze takie miasto nigdy nie istniało a całość została zmyślona przez autorkę. Tym bardziej chylę czoła przed talentem pisarskim i wyobraźnią pani Page - byłam w stu procentach pewna, że to historia oparta na faktach!

Jeżeli nie straszne Wam czytanie po angielsku serdecznie polecam Wam zapoznanie się ze zbiorem "Paradise and elsewhere". Mnie styl pisania Kathy Page przekonał na tyle, że w przyszłości chętnie zapoznam się z innymi jej utworami jeśli gdzieś na takowe trafię.

Moja ocena: 4,5/6

autor: Kathy Page 
tytuł: Paradise & Elsewhere
wydawnictwo: Biblioasis
liczba stron: 128


Adina Grigore - Szczęśliwa skóra. Naturalny program domowej EKOpielęgnacji

Adina Grigore - Szczęśliwa skóra. Naturalny program domowej EKOpielęgnacji


Nie chcę wyjść na osobę, która uważa się za wszystkowiedzącą ale niestety osławiony w blogosferze (zarówno książkowej jak i urodowej) poradnik założycielki S.W. Basics (firmy produkującej naturalne kosmetyki do pielęgnacji skóry) nie okazał się dla mnie szczególnie odkrywczy. Tak właściwie 99% treści tej książki to informacje znane mi od dawna. Swoją wiedzę w zakresie wpływu odżywiania oraz chemii zawartej w kosmetykach na stan skóry przez wiele lat czerpałam z inspirujących i merytorycznych artykułów w moich ulubionych czasopismach (E!Stilo, Zwierciadło, Sens) a także w internecie. Zainteresowałam się tym tematem na długo zanim stał się popularny. Zmusił mnie do tego nie tylko stan mojej skóry ale i długoletnia choroba.

Nie twierdzę, że "Szczęśliwa skóra" jest kiepskim kompendium wiedzy, wręcz przeciwnie. Uważam, że to świetna pozycja dla osób początkujących w temacie, na wczesnym etapie poszukiwań. Dostarcza podstawowych informacji i może być inspiracją do dalszego zgłębiania tematu.

W pierwszych rozdziałach swego poradnika Grigore skupia się na wyjaśnieniu jak funkcjonuje ludzka skóra, zwraca uwagę czytelnika na różne aspekty jego stylu życia mające bezpośredni wpływ na stan cery (pochodzenie etniczne, klimat w którym się żyje, poziom stresu). Następnie przechodzi do kwestii odżywiania proponując proste ćwiczenia mające ułatwić wychwycenie pokarmów, które nam szkodzą. Ta część książki jest najbardziej obszerna, bo autorce zależało na tym, aby czytelnicy najpierw dokładnie zrozumieli, jak ważnym czynnikiem w walce o zdrową skórę jest odpowiedni pokarm a dopiero na końcu zajęli się tym, co na nią nakładamy.
Nie ukrywam, że część zawierająca przepisy na proste kosmetyki do samodzielnego wykonania wzbudziła moje największe zainteresowanie. Powiem szczerze, że po ich przeczytaniu napaliłam się jak szczerbaty na suchary i większość z proponowanych receptur na pewno wypróbuję.

Mimo iż Ameryki dzięki tej książce nie odkryłam, uważam że to naprawdę fajny poradnik - napisany z sensem i zwierający mnóstwo inspirujących przepisów na kosmetyki diy, dzięki którym jednorazowa przygoda ma szansę stać się codzienną praktyką.    

Moja ocena: 4,5/6

autor: Adina Grigore 
tytuł: Szczęśliwa skóra. Naturalny program domowej EKOpielęgnacji
tytuł oryginału: Skin cleanse. The simple, all-natural program for clear, calm, happy skin
tłumaczenie: Agnieszka Wróblewska 
wydawnictwo: Galaktyka
liczba stron: 270
Podsumowanie marca i kwietnia

Podsumowanie marca i kwietnia


Nawet nie zdążyłam się zorientować kiedy minęły dwa miesiące!
Od połowy marca żyłam bardzo intensywnie, niemal codziennie ten sam schemat: praca, szkolenia, padnięcie ledwo żywa do łóżka. Nie czytałam praktycznie nic, nie było na to czasu. Wieczorami pozwalałam sobie jedynie na odcinek "Doktora House'a" a przed snem nauka....

No właśnie - poniżej sprawca całego zamieszania, mój codzienny towarzysz w komunikacji miejskiej i w łóżku przed snem. Książka, której intensywne wałkowanie uniemożliwiło mi czytanie czegokolwiek innego. Rany, już zapomniałam jak to jest zakuwać do egzaminu!
Podjęcie wyzwania jakim jest zrobienie prawa jazdy to dla mnie ogromny wysiłek psychiczny. Przez wiele lat uważałam, że się do tego nie nadaję, bałam się wsiąść za kierownicę. Wymagało to ode mnie sporej ilości pracy nad sobą, pokonania wielu uprzedzeń i lęków wewnętrznych ale opłaciło się - dzisiaj mogę powiedzieć, że lubię jeździć samochodem a na dodatek  jest to dla mnie czynność w pewnym sensie relaksująca.

Na razie zdałam egzaminy wewnętrzne, przede mną egzaminy państwowe, więc pewnie zastój na blogu jeszcze trochę potrwa. Ale odczuwam już bardzo silne czytelnicze ssanie, tak się stęskniłam za czymś normalnym do czytania!



Z powodów wymienionych powyżej lista lektur za ubiegłe dwa miesiące będzie bardzo mizerna, ale nie mam wyrzutów sumienia. Po prostu miałam inne priorytety i trzeba było dostosować do nich tryb życia.

W marcu przeczytałam tylko jedną książkę:
1. Maria S. Cummins "Tajemnica Gerdy"

Udało mi się także przeczytać pięć opowiadań zamieszczonych w Nowej Fantastyce nr 3/2017. Poniżej lista tytułów od najlepszego do najsłabszego:
Marcin Jamiołkowski "Hispaniola"
Ray Bradbury, Gary Gianni (ilustracje) "Ekspres Nefertiti-Tut. Historia w scenopisie"
Rich Larson "Lód"
Łukasz Malinowski "Wiewiórka"
Hubert Fryc "Sieroty"

Na marginesie muszę wspomnieć, że był to wyjątkowo kiepski numer jeśli chodzi o jakość opowiadań. Żadne mnie tak naprawdę nie porwało a dwa ostatnie z zestawienia wymęczyły tak, że ledwo byłam w stanie je skończyć. 

W kwietniu nie przeczytałam nic, nawet opowiadań w NF. 


Pod względem filmowym marzec i kwiecień były równie skromne. W marcu obejrzałam trzy filmy, w kwietniu tylko jeden ale w sumie wszystkie mi się podobały.
Najsłabiej z całej czwórki wypadł "Assasin's Creed" (reż. Justin Kurzel) - uważam, że to taki film do obejrzenia jak nie ma się nic innego do roboty. Nie porywa ale chciałam go obejrzeć ze względu na plakat (ten asasyn szykujący się do skoku! Ach, jest w tym coś seksownego! 😉)
O "Pięknej i Bestii" (reż. Bill Condon) napisałam cały post, więc nie będę się powtarzać. Mój film roku! Bardzo spodobała mi się także animacja "Vaiana: Skarb oceanu" (reż. Ron Clements, John Musker). Wpadające w ucho piosenki (cały czas podrygiwałam na kanapie a niektóre melodie do tej pory chodzą mi po głowie), przezabawny kogucik, egzotyczna sceneria i wplecione w fabułę polinezyjskie wierzenia sprawiły, że pysznie się bawiłam przez prawie dwie godziny. Nie wiem tylko czemu polski tytuł to "Vaiana", nawet nie wiem, co to słowo oznacza i nie kojarzę, by pojawiło się w filmie. Nie można było po prostu zostawić "Moany"? Na koniec kwietnia obejrzałam japońską animację "Your Name (Kimi no na wa)" w reżyserii Makoto Shinkai (to ten od "5 centymetrów na sekundę"). Coś pięknego! Niesamowite obrazy i piękna historia. Bardzo polecam!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2009-2017 Zacisze Literackie , Blogger